Tak na dobrą sprawę, to
one się nawet jeszcze nie rozkręciły, a już niestety się kończą. O „Studniach
Dusz” mowa, rzecz jasna. Nie wiem od czego zacząć, bo to taka trochę przykra
sprawa, głupi blog, głupie opowiadanie, a jednak emocjonalnie czuję się z tym
związana i część mnie w tym opowiadaniu na pewno pozostała.
Zacznę może od powodów,
przez które podjęłam taką, a nie inną decyzję. Na pewno nie jest to czas ani
jego brak. Nie obrażając nikogo, ale za szczeniackie uważam tłumaczenie, że „nie
mam czasu i nie dam rady nic napisać”. Bzdura. Dla dobrego pisarza czy amatora,
czas nie powinien stanowić problemu. Jak się chce pisać i ma się ku temu spore
chęci, nie ma siły, dla której nie znajdzie się w tygodniu chociażby godziny
albo pół na pisanie. A w pół godziny można sporo już napisać. Dążę do tego, że
to nie czas mnie ogranicza. Owszem, też jestem zabiegana, nie powiem, ale
gdybym chciała, na pewno byłabym w stanie kontynuować to opowiadanie.
Problem polega na tym,
że nie mam już siły ani ochoty. Nie wiem co się stało, ale zwyczajnie się
wypaliłam. Praktycznie mogłam to przewidzieć zanim założyłam nowy blog z trzecią
częścią opowiadania, bo już wtedy miałam wątpliwości co do fabuły, ale
sądziłam, że jakoś to na bieżąco będę wszystko wymyślała i będzie git. Niestety…
Pierwsze kilka
rozdziałów przeleciało w oka mgnieniu, było nawet fajnie, były chęci, były
pomysły, przede wszystkim byli czytelnicy i było z kim na ten temat pogadać.
Potem, im rozdział dalej, tym robiło się coraz gorzej… Miałam wrażenie, że z każdą
chwilą dodawania nowego rozdziału -bardziej topiłam sama siebie. I teraz
sięgnęłam dna i już raczej z niego nie wypłynę.
Nie to, abym nie
próbowała ratować tej beznadziejnej sytuacji. Taką pierwszą próbą ratunku była
zorganizowana przeze mnie akcja w rysowanie bohaterów, co muszę przyznać, ale
wypaliło bez pudła. Przez pewien czas otrzymywałam mnóstwo mailów od chętnych
do rysowania, poznałam kilka nowych osób, postaci rysowały osoby wcześniej
przeze mnie nie znane. Odnalazły się też takie osoby, które były ze mną od
samego początku trwania opowiadań, tylko dopiero teraz (po 4 latach) się
odezwały. Także było bardzo miło. Liczyłam na to, że rysując, ludzie bardziej
będą zapoznawali się z opisami bohaterów i tym samym może ktoś zainteresuje ich
tak mocno, że sięgną po opowiadanie… Chciałam tym samym przywrócić życie temu
blogowi, który niestety, ale już wtedy powoli obumierał. Było fajnie i miło,
galeria zaopatrzona po brzegi… i skończyło się. Tak po prostu. Wszystko się przecież
kiedyś skończy.
Drugą, ostatnią deską
ratunku był gruntowny remont na wszystkich trzech blogach. Poprzez poprawienie
błędów i wstawienie nowych szablonów chciałam przyciągnąć większą uwagę ku
sobie. Chyba liczyłam na to, że jak zmienię szablon, to nagle tłum ludzi się
zainteresuje opowiadaniami i wszystko pięknie odżyje i będzie jak dawniej.
Głupie myślenie, naiwne, przyznaję, ale to już chyba była desperacja… A w takim
stanie robi się często głupie rzeczy.
Nie mam żalu do nikogo z
Was, o ile jeszcze ktokolwiek tutaj pozostał. Owszem, czytelnicy się
wykruszali, ginęli gdzieś w akcji, najbliższe mi osoby również odeszły poza mój
zasięg, straciłam z nimi kontakt i łączność. W dużej mierze to też stało się
powodem pisania tej notki, wiadomo, że pisanie opowiadania dla samego siebie
nikogo nie bawi, a świadomość, że jest się w tym bagnie samym, nie polepsza
sytuacji. Nikogo jednak nie winię. Prawda jest taka, że jakby opowiadanie było
fajne i cokolwiek warte, to nikt by nie odszedł. Tak więc to ja tutaj
spieprzyłam sprawę, otwarcie się przyznaje. Zaniedbałam to wszystko, dopuściłam
do takiego stanu. Rozdziały dodawałam w zbyt dużym odstępie czasowym, wszystko
się przez to zapominało, nie wiadomo było o co chodzi. Historia też była głupia
i bez sensu, wydarzenia naiwne i mało emocjonujące. Wiem o tym, jestem tego
świadoma. Nie biorę tutaj nikogo na litość i nie oczekuję komentarzy typu: „No
coś ty, przecież to opo było naj: lepsze, wspanialsze, genialniejsze,
cudowniejsze, same och i ach”. Po prostu przyznaję się do swojej porażki, że to
ja tutaj nawaliłam – a nie Wy. Przykro mi z tego powodu, tak jak wspomniałam na
początku – jak się coś piszę i coś się lubi, to mimowolnie zaczyna się z tym
wiązać. Lubiłam swoich bohaterów, lubię od czasu do czasu poczytać „Lawendowy
Czar” i otwarcie o tym mówię, nie zamierzam być skromna. Nie po to przez 4 lata
pisałam, aby teraz udawać, że nic a nic mnie to nie obchodzi. A właśnie, że
obchodzi. I naprawdę boleję nad tym, że nie jestem w stanie ukończyć trzeciej
części, bo pozostałe dwie uważam za całkiem udane. Porażka boli. Wmawiałam sobie
zawsze, że jak się coś zaczyna to trzeba kończyć, nie rozumiałam ludzi
zawieszających blogi, bo przecież „ja jakbym zaczęła to na pewno bym skończyła”.
Aha, na pewno. Szmatka – gadka, a w praktyce zupełnie inaczej to wychodzi.
Oczywiście, że mogę
zawiesić „Studnie Dusz”, a nie kończyć. Problem w tym, że one już od 4 miesięcy są
zawieszone, nie trzeba do tego specjalnego komunikatu. I powstaje pytanie: „Co
mi to da kiedy zawieszę?”. Odpocznę? Ja nie jestem zmęczona, ja po prostu nie
mam chęci ani pomysłów. Przybędą czytelnicy? Na pewno nie. Czytelnicy przez te
luki i długie przerwy w publikacji zapomnieli już wszystko, co było w
poprzednich rozdziałach. Jakby teraz zrobić quiz z pytaniami odnoszącymi się do
wszystkich opublikowanych rozdziałów, to zapewne większość (jak nie wszyscy) by
ten test oblali, na czele ze mną, bo nie mam zielonego pojęcia co tam było w
rozdziale pierwszym albo drugim. Dlatego zawieszenie kompletnie w niczym nie
pomoże. Zakończę ten blog w godnym stylu, mianowicie zdradzę wszystkie swoje
pomysły, które miałam do napisania w tym opowiadaniu, dowiecie się o co tak
naprawdę chodziło i skąd tytuł oraz jak miało wyglądać zakończenie tej
historii. Jednak to nieco później, teraz przypomniała mi się jeszcze jedna
ważna kwestia.
Jednego dnia, kiedy to
wylewałam na fejsie swoje żale do Nasty, podsunęła mi ona pewien pomysł.
Mianowicie zaproponowała, aby ktoś dokończył za mnie to opowiadanie. Uniosłam
się wtedy pychą, że jak to, ktoś ma pchać łapska do MOJEGO opowiadania? Nigdy w
życiu! Odpisałam chyba, że dam sobie radę sama i jakoś to pociągnę do końca.
Było to może 2, może 3
miesiące temu. Przez ten czas sporo zrozumiałam, doszło do mnie, że to już
naprawdę jest definitywny koniec i nic z tym nie zrobię. Dojrzałam chyba do
tego stwierdzenia, że może pomysł, aby ktoś napisał to za mnie, nie był taki
najgorszy. Zaczęłam niczym detektyw wypytywać dyskretnie te osoby, z którymi
jeszcze mam jakikolwiek kontakt… Ale niestety każdy wydawał mi się zbyt zajęty
sobą i własnymi problemami, aby przyjąć na swoje barki „Studnie Dusz”. Dlatego
sama nie wybrałam nikogo. Nie miałam odwagi komukolwiek tego zaproponować. Nie
mam jednak nic przeciwko temu, a nawet powiem więcej: byłabym szczęśliwa, gdyby
ktoś to za mnie dokończył, naprawdę. Jeżeli by ktoś chciał, miał ochotę, podjął
się tego – zapraszam. Ze swojej strony pomogę jak tylko będę mogła. Nie zostało
już dużo. Planowałam tak ok. 20 rozdziałów, opublikowany jest 14. To raptem 6-5
rozdziałów do napisania. Niby nie dużo, ale mnie przerosło. I oczywiście, nie
każę Wam wymyślać fabuły samemu na własną rękę. Zamieszczę tu teraz wszystko,
co chciałam by zostało zamieszczone w opowiadaniu, cały jego sens łącznie z
zakończeniem. Będzie to jednak bardzo ogólne i potrzebny jest ktoś, kto by to
pięknie spisał, dodał co nieco od siebie i tyle. Nie potępiam też własnych
pomysłów – jeśli ktoś by miał inny pomysł na fabułę, na zakończenie, proszę
bardzo. Kto wie, może nawet lepiej ktoś wymyśli niż ja. Jeśli ktoś jest chętny –
kontakty są podane na blogu, GG oraz mail. Z GG rzadziej korzystam, ale na
pewno wiadomość odczytam, wiec nie ma problemu. Okey, więc już nie zanudzam i
zapraszam do zapoznania się z wyjawianymi przeze mnie tajemnicami dotyczącymi „Studni
Dusz”:
Jak
to miało być, czym są Studnie Dusz, po co, na co, kiedy, gdzie, jednym słowem
wszystko, co siedziało mi w głowie odnośnie tego opowiadania:
1.
Studnie Dusz. Co to takiego?
To nic innego jak równoległy wymiar,
świat, w którym żyją ludzkie sobowtóry. Zaskoczeni? O to chodziło! Żadnych
duchów, żadnych dusz – typowa zmyłka czytelnika. Ba, nawet Lara dała się
wkręcić i szukała miejsca, gdzie mieszkają dusze. Widziała to w swojej głowie jako
miejsce, gdzie przebywają dusze po śmierci. Co więcej, chciałam umieścić kilka
rozdziałów, opisujących jak Lara jeździ po świecie i szuka takich miejsc
opierając się na mitach i legendach. Niestety, bezskutecznie. Takie Studnie
Dusz nie istnieją!
2.
Pamiętacie Moonlight i jej słowa do
Lary: „Nie jesteś gotowa aby przyjąć do siebie prawdę”? Pamiętacie? Jasne, że
nie, przecież było to napisane z pół roku temu jak nie więcej!
Otóż, w życiu Lary i Maykela zaczęły
pojawiać się zmarłe osoby. Coraz więcej. Najpierw ożyła mafia CMC, później Lary
matka, a kiedy pojawiła się ukochana przez wszystkich Amelka – trzeba było
dowiedzieć się, o co chodzi. Lara zabiera ze sobą dziewczynkę w podróż do
Tajlandii, aby odwiedzić znajomą Elandę, która potrafiła kontaktować się z
duchami. Chciała uzyskać informacje na temat Studni Dusz. Miała zamiar odnaleźć
je i wepchać w nie z powrotem Claire i Marca – członków mafii CMC. Niestety,
okazuje się, że Elanda nie żyje, ale jest Moonlight – jej córka, która również potrafi
kontaktować się z duchami. Ciemnoskóra zielarka nie udziela jednak Larze
informacji, twierdząc, iż ta „nie jest gotowa aby przyjąć do siebie prawdę”. W dodatku
cały czas nazywa Amelkę Parvati, co doprowadza Larę do szału. Wzburzona kobieta
wraz z dzieckiem opuszcza Tajlandię.
3.
Dlaczego Parvati?
Lara nie odpuszcza wbrew prośbom
Maykela. Wypytuje go czy Amelka ma drugie imię, gryzie ją to, że Moonlight
ciągle przekręcała imię dziewczynki. Croft domyślała się, że czarnoskóra
musiała mieć ku temu powód. I rzeczywiście, Lara odkrywa to dużo później. I to
jest w zasadzie główny sens tej historii.
Istnieje równoległy wymiar, w którym
żyją ludzkie sobowtóry. Carter się o tym dowiedział. Umarła jego siostra, umarł
jego brat. Żadna siła nie jest w stanie wskrzesić umarłych do życia. Więc ciul
z nimi. Carter postanowił odnaleźć ten świat sobowtórów, odnaleźć sobowtór
Claire i Marca i wciągnąć ich do swojego świata, tym samym wystraszyć Larę, że
rzekomo potrafi wskrzeszać zmarłych. Sam jednak niczego nie potrafi –
pamiętacie w ostatnim opublikowanym rozdziale kiedy Lara była w Upiornym Hotelu,
kobieta zauważyła, że jego podpisu brakowało w księdze Alcazara, a sam
mężczyzna nie znał Pana Życia i Śmierci. Pamiętacie? Hej, to powinniście, bo to
był ostatni rozdział. No więc podpisu brakowało dlatego, że Carter sam nie
otworzył żadnej Studni, tylko wynajął do tego żyjącą jeszcze Elandę, a potem
jej córkę Moonlight. Im to było obojętne – wiedziały, że za każdą otwartą
Studnię, Alcazar chce zapłaty w postaci duszy. One, jako osoby kontaktujące się
z duchami i maczające palce w magii i tak już były potępione. Tak więc Carter
nie stracił swojej duszy, a wypuścił Claire i Marca.
Okey, jedzmy dalej. Zabawa ze
Studniami spodobała mu się do tego stopnia, że postanowił pobawić się z Larą i
Maykelem okrutniej. Wypuścił również sobowtóra matki Lary i sobowtóra Amelki –
córeczki Maykela.
Stąd Parvati. W równoległym świecie
żyła sobie dziewczynka, wyglądająca jak Amelka Rouglas, ale nią rzecz jasna nie
była. Miała na imię Parvati. W „Lawendowym Czarze” Amelka umarła mając cztery
latka. Dziewczynka, która pojawiła się w „Studniach Dusz” wyglądała jak Amelka,
ale starsza, szacowano jej wiek na siedem lat. Wszystko się zgadza. Od śmierci
Amelki upłynęły 3 lata. W tym czasie, Parvati żyła, rosła i się zmieniała.
Kiedy Carter ją wypuścił, miała 7 lat. Pamiętacie? Dość spory kawałek rozdziału
poświęciłam na opisanie jej wyglądu, stała się wyższa, szczuplejsza,
wyprostowały jej się włosy. Wszyscy się dziwili. Nie zdążyłam wprowadzić zmian
zauważalnych w charakterze, tylko lekki zarys, ale w nowych rozdziałach
chciałam bardziej ukazać fakt, że Amelka nie zachowywała się jak dawna Amelka,
miała inne upodobania, przy tym była bardziej pyskata, humorzasta i…
nienawidziła się uczyć. W szkole jej nie szło, zbierała same złe oceny, a jej
głównym marzeniem stało się bycie modelką. Jednym słowem siedmiolatka dawała
wszystkim w kość, a przy tym tak bardzo różniła się od cichej, potulnej i
inteligentnej dziewczynki, którą Maykel i Lara znali dawniej.
I to właśnie dlatego Moonlight nic
Larze nie powiedziała. Widziała, jak kobieta nie dopuszcza do siebie myśli, że
Amelka nie jest Amelką, tylko zupełnie inną dziewczynką, że Amelka naprawdę nie
żyje. Kiedy Moonlight nazywała ją Parvati, Lara dostawała szału i poprawiała: „To
jest Amelka!”. Nie dopuszczała do siebie myśli, że jest inaczej. Widząc to,
mądra Moonlight zaoszczędziła jej tłumaczenia czym są Studnie Dusz. Wiedziała,
że Lara wkrótce sama się o tym przekona.
4.
Co dalej?
Tak, zakończyłam na rozdziale 14, w
momencie, kiedy Lara znalazła się sam na sam z Carterem w ciemnym lesie pełnym
duchów, w dodatku kobieta złamała sobie żebro. Mieli spędzić w chatce Fay
tydzień, aby Lara wróciła do zdrowia. Jeszcze nie wiem czy dopuściłabym zdradę Maykela
przez Larę, ale na pewno kontakty kobiety z Carterem stały by się bliższe. Na
tyle bliższe, że Carter podał jej namiary do jednej ze Studni Dusz, chcąc, by
zrozumiała jego tajemnicę i zechciała się z nim w to pobawić. Jednym słowem,
chciał uczynić ją swoją… hm, współpracowniczką? Nie wiem jak to nazwać, po
prostu chciał, aby piękna, inteligentna Lara dołączyła się do niego i sobie
otwierali Studnie dla zabawy.
No i Lara udaje się do tego miejsca.
Trafia do rodziny, która opłakuje śmierć swojej siedmioletniej córeczki
Parvati. Larę już wtedy tknęło to imię. Bada, szuka, drąży, aż znajduje
odpowiedzi na swoje pytania: Studni Dusz jako takich z duszami nie ma, tak
nazywa się równoległy świat, gdzie żyją sobowtóry. Aby sobowtór mógł wyjść do
drugiego świata – jego odpowiednik musi nie żyć. Dla przykładu: Amelka nie
żyła, więc Parvati mogła przejść do jej świata i stać się nią i automatycznie zyskać
jej pamięć. Lara też przeszła na drugą stronę – więc jej odpowiednik w
Studniach Dusz też musiał już nie żyć.
Pomysł Cartera okazuje się totalną
klapą. Kobieta nie tylko nie zechciała z nim współpracować po poznaniu prawdy,
ale zwyczajnie wpadła w szał. Zrozumiała, że jej bliskie: matka i Amelka
naprawdę nie żyły i nic nie jest w stanie tego zmienić. Zrozumiała, że rodzina
Parvati bardzo cierpiała po stracie córki. Lara wpadła we wściekłość. Wraca do
Cartera aby obić mu mordę i…. niestety, wdzięcznie, niczym bohaterka
romantycznej powieści, upada przed nim na ziemię i po prostu traci przytomność.
Tak z niczego.
5.
Zła decyzja?
A jakże. Lara budzi się w szpitalu,
gdzie mówią jej, że jest w ciąży. Następuje chwilowa radość, szok,
niedowierzanie, ale takie pozytywne. Kobieta od razu prosi o podanie jej płci
dziecka i dowiaduje się, że będzie to dziewczynka. Lara zapomina na chwilę o
wszystkim co złe, chce jak najszybciej przedostać się do Maykela, by mu
oznajmić, że będą mieli dziecko. Nie może doczekać się, kiedy mu powie. Niestety,
po opuszczeniu szpitala, kobieta podejmuje bardzo złą decyzję: najpierw zabije
Cartera, aby jej jeszcze nienarodzone dziecko nie stało się przez niego
zagrożone. I udaje jej się, tym razem naprawdę zabija szefa mafii. Po nim,
zabija Alcazara, bo dowiedziała się, że z chwilą zabicia władcy Upiornego
Hotelu – wszystkie sobowtóry odchodzą na swoje miejsce i Studnie Dusz się
zamykają. Ponownie więc Amelka zostaje poświęcona. W „Lawendowym Czarze” przez
Maykela, teraz przez Larę. Croft wiedziała, że będzie tęskniła za dziewczynką,
ale wiedziała, że rodzina Parvati będzie szczęśliwa odzyskując z powrotem swoją
córeczkę. Zresztą, nosiła teraz pod serduszkiem dziecko Maykela – i szczerze
mówiąc, Amelka, córka innej kobiety troszkę by jej przeszkadzała w tworzeniu
idealnej rodziny. No, chamskie, nie powiem. I egoistyczne też. Ale to w końcu
Lara Croft, wszystko musi być idealne, nawet rodzina!
Więc Lara jak na skrzydłach leci do
swojego ukochanego – a tu lipa, Maykela nigdzie nie ma. Wszyscy z ekipy są w
szoku, po prostu zniknął i nie ma go od kilku tygodni. Nikt do Lary nie pisał,
by jej nie martwić…
6.
Zakończenie numer I czyli smutno i
tylko płakać
Lara jest przerażona, ponieważ
zniknięcie Maykela podejrzanie zgadza się z dniem, w którym zabiła Alcazara.
Zabicie Alcazara = zamknięcie się wszystkich Studni Dusz i powrót wszystkich
sobowtórów do swojego świata. Mija czas, dziecko w brzuszku rośnie, a mężczyzny
wciąż nie ma. Do zrozpaczonej Lary dochodzi przeraźliwa prawda: Maykel Rouglas
był sobowtórem. Kiedy zabiła Alcazara – automatycznie Maykel zniknął w swoim
świecie. Oznaczało to, że skoro razem z nią był sobowtór Maykela, to prawdziwy
Maykel Rouglas nie żył już od bardzo dawna najprawdopodobniej. Lara głowi się,
czy zdążyła poznać jeszcze prawdziwego Maykela, potem Carter go zabił i
podesłał jej na złość sobowtóra czy od samego początku spotykała się z
sobowtórem. Bardzo chciała wierzyć w tę drugą wersję, bo świadomość, że żyła z
prawdziwym Maykele, a później nawet nie wiedząc kiedy go straciła, wydawała jej
się nie do zniesienia.
Sytuacja jest o tyle beznadziejna,
że Lara jest w ciąży oraz to, że wszystkie Studnie Dusz się zamknęły wraz ze
śmiercią Alcazara i kobieta nie jest w stanie sprowadzić ojca swojego dziecka z
powrotem. A nawet gdyby była taka możliwość, to nie jest pewna, czy by to
zrobiła dla własnego szczęścia. Możliwe, że w tamtym świecie Maykel miał
rodzinę i był już szczęśliwy.
Opowiadanie kończy się tym, że
Moonlight pomaga Larze odnaleźć grób Maykela Rouglasa i Lara tak sobie stoi
obok, wieje wiatr, pada deszcz i ogólne smuty. I taka jest pierwsza wersja
zakończenia, które uroiło się w mojej głowie jeszcze przed napisaniem
pierwszego rozdziału „Studni Dusz”. Dołujące, nie powiem…
7.
Zakończenie numer II czyli Naomi
Virginia czy Akemi Virginia?
Zupełna odwrotność zakończenia numer
I. Lara powybijała Alcazara i Cartera, Studnie Dusz się zamknęły, sobowtóry
wróciły na swoje miejsce. Maykel nie był sobowtórem i tak oto spotkała się w
końcu ta urocza dwójka.
Opowiadanie kończy się wielkim
przyjęciem, na które zjeżdża się cała rodzina. Wszyscy wręczają Larze kwiaty,
wszyscy gratulują jej i Maykelowi. Ekipa, czyli Rob, Sven, Will i Morgana (tak,
miała dojść nowa postać, policjantka o imieniu Morgana będąca dziewczyną Svena)
nic nie rozumieją. Nie wiedzą z czego taka pompa i taka impreza. Wścibski Sven
pyta o to ciotkę Emmę. Wygadana ciotka oznajmia mu, że uroczysty obiad
niedzielny i przyjęcie to tradycja znana w rodzinie Croftów od pokoleń. Oznacza
to, że albo Lara i Maykel wezmą ślub albo urodzi im się dziecko. Cała rodzina i
ekipa głowi się, która to opcja zostanie wprowadzona w życie.
No i w końcu ciekawość wszystkich
zostaje zaspokojona, wstaje urocza para i oznajmiają wszem i wobec, że będą
mieli dziecko. Jest szał, ogólna radość. Ciotka Emma już wybiera imię dla
dziewczynki, rozkazując, by maleńka przyjęła imię po matce Maykela, czyli
Virginia. Niestety imię dla córeczki Lara z Maykelem mają już wybrane, ale
zgadzają się, by ich dziecko przyjęło imię Virginia jako drugie.
Od samego początku pisania „SD”,
miałam w głowie imię Akemi i postanowiłam, że tylko tak będzie nazywała się
córka Lary i Maykela. Ślicznie, długo nie zmieniałam koncepcji. Miała być Akemi
i już.
Latem przeczytałam jednak pewną
powieść, w której czteroletnia bohaterka miała na imię Naomi. Imię tak strasznie
mi się spodobało, że już nie wiem, jak nazwać córkę Lary i Maykela. A Wy, jak
sądzicie? Akemi czy Naomi? Pozostawmy ten wybór osobie, która podejmie się
dokończenia „Studni Dusz”. Według mnie, gdybym to ja to napisała, chyba
zostałaby Akemi.
I to już koniec, w ten sposób
została zakończona przeze mnie trzecia część przygód Lary i Maykela. Myślę, że
godnie to zrobiłam, mimo wszystko… Jeżeli nie znajdzie się nikt, kto mnie
zastąpi, wiecie już co i jak miało być. To dużo lepsze rozwiązanie niż pozostawić
bloga na wieki z rozdziałem 14. A jeżeli ktoś zechce kontynuować tę historię…
cóż, śmiało korzystajcie z tego, co napisałam, z tych pomysłów, które chciałam
wprowadzić. Wybierzcie jedno z dwóch zakończeń, nie wiem, które jest lepsze.
Byłoby mi bardzo miło. Proszę pisać na maila albo GG, tak jak wspomniałam,
postaram się ze wszystkich sił wspomóc przy pisaniu, gdyby ktoś oczywiście
chciał.
Na samiutki koniec podziękuję, że
mogłam tu być i że Wy byliście ze mną. Mam nadzieję, że ktokolwiek chociaż
zapamięta, że była kiedyś taka jedna z nickiem Pati-Ann, która napisała „Przeklętego
Xiana” oraz „Lawendowy Czar”. Trochę się czuję, jakbym już umarła, ale po
części wirtualnie tak się stało. Nic już nie piszę, nie komentuję u innych
(zresztą nawet nie ma co, bo nikt nic nie pisze…). Koniec biadolenia. Dzięki za
wszystko! Trzymacie się!
No dobrze. Mam dużo przemyśleń odnośnie Twojego postu. Pierwsze - to jak juz pisałam na fb. Żal jest, ale zrozumienie też :) Jak wiesz, również ostatnio przechodzę przez "no ja bym nigdy tak nie zrobiła" - boli, bo to trochę jakbyś zaprzeczała samej sobie... ale uczy jakiejś siły dążenia w rozumieniu innych ludzi, których kiedyś byśmy odrzucili. "Bo ja nigdy..." ;) Och, ironio.
OdpowiedzUsuńWiesz, że umiem przywalić jak chcę i słodzić nie lubię - a to opowiadanie mi się podobało i szczerze, wcale nie czułam Twojego "pogrążania się" z każdym rozdziałem. Fakt, w sumie nie przeczytałam wszystkiego, może to jest widoczne później. Czułam, ze niektóre fragmenty są tylko przestojami i pojawiają się z musu, by fabularnie wszystko się zgadzało, a pisanie ich niezbyt pewnie sprawia przyjemność autorce... ale dzielnie przez nie przebrnęłaś :)
W ogóle co do tej pustki na blogach - tak sobie rozmyślałam, że w sumie to jest jakieś... logiczne. Wszystkich nas łączyła jedna, ogromna pasja - Tomb Raider. Niestety, jedno wspólne zainteresowanie nie starcza do utrzymania grupy długo. Różnice wieku, miejsca zamieszkania, pasje - każdy z nas miał trochę inne. Wirtualne kontakty nie utrzymują się tak długo jak realne. Jedna "studnia" :) - z której wszyscy korzystaliśmy, ale się wyczerpała. Nie był to ocean, jaki dają inne pasje typu rysowanie czy taniec, dlatego wszystko zaczęło się powtarzać. O grze można pogadać trochę, o filmach, książkach albo innych - szerszych tematach - można rozprawiać godzinami przez kilka lat.
Kurde, ale mnie wzięło... Wracam więc do tematu zasadniczego. :)
Niedokończone historie, niejednoznaczne albo smutne zakończenia mają jednak pewien urok, zwłaszcza, gdy pozna się ten mglisty zarys, który powstał w głowie autora :)
Niektóre wątki pasują mi jak ulał, inne trochę mniej... ale pewnie napisałabyś to przekonująco i uświadomiła, że Twoja wersja też się sprawdza - jest to "gdyby" (energia, siła) i chyba nie ma co nad tym debatować.
Może kiedyś ktoś się podejmie napisania końcówki. A jest to kuszące - zwłaszcza, gdy ma się siłe do znalezienia słów, ale nie do ułóżenia fabuły :)
I wiesz, co - zapamiętają wszyscy czytelnicy. :) Pamięta się, że "było jakieś tam opowiadanie". Po necie krąży kilka zaczętych wersji, które zapowiadały się fenomenalnie. Czasem wracam do nich myślami i głowię się, co tam też mogło powstać... Ten blog na pewno będzie jedną z takich zajmujących zagadek :)
Też czuję się jak zombie. :) Zrobimy sobie zombie party? :)
Trzymaj się, kochana! Jeśli nie pisanie, to mam nadzieję, ze znajdziesz radość w czym innym. :*
Co tu dużo pisać... dziękuję za zrozumienie. Długo się wahałam czy dodawać tę notkę, nie mówiąc już o tym, jak długo ją pisałam, bo chyba przez miesiąc jak nie dłużej... Nieważne. Już wszystko skończone. I jakoś lepiej się poczułam mając świadomość tego, że "wypisałam się" jak na spowiedzi, powiedziałam o wszystkim co chciałam... I tyle. Koniec. :( Niby lżej ale i tak przykro jak jasna cholera. :(
UsuńDziękuję Ci za wszystkie miłe słowa, nawet na to marne, nieudane zakończenie. I dziękuję za ten pomysł, by ktoś napisał to za mnie. Może ktoś kiedyś się podejmie...
Trochę to głupio może zabrzmi, bo w zasadzie ten tekst jest oklepany, ale naprawdę dziękuję, że tu byłaś. :*
to może od początku:
OdpowiedzUsuńGłupi blog, głupie opowiadanie. - pracowałam z przerwami na ocenialniach i widziałam tysiące głupich blogów. Nigdy nie przejdzie mi przez usta wyrażenie, że stworzyłaś coś głupiego. Dałaś, nie wiem jak innym, ale przynajmniej mi - od samego początku do samego końca kawał wspaniałego tekstu, pełnego emocji. Jestem najlepszym przykładem czytelnika, który śmiał się na Twoim blogu, gdy dialogi rozbrajały na łopatki czy płakał z bohaterami i trzymał Larę za rękę, gdy całe jej życie się posypało w drobny mak, a było tu takich momentów sporo.
Dla dobrego pisarza czy amatora, czas nie powinien stanowić problemu. - czas stanowi wielki problem. Przynajmniej dla mnie. Wydoroślałyśmy w naszej grupie, rozmawiałam o tym wczoraj z Patrycją. Miałyśmy swoją sektę. Byliśmy dziećmi - to samo na facebooku napisała mi ostatnio Mustelka. Nasza grupa opadła z sił, bo brakuje jej nowej i świeżej krwi. Brakuje nam czasu - przez stresy, nerwy, szkołę, naukę, problemy w rodzinie... każdy ma jakiś powód. Brakuje nam inspiracji, ileż można grać w AoD myśląc, że po przejściu będę mieć ochotę odpalić Worda? Ja czytałam Twoje opowiadanie, Anita, to jest fakt. I po przeczytaniu rozdziału, miałam inspirację, by napisać coś swojego i poczęstować Ciebie czymś wzamian. Teraz to się kończy. Jesteś ostatnią osobą, która pisze. Pisała. Nie wiem, jakego czasu tu użyć. Czy i ja więc mam przestać? Bo nagle tracę kolejne opowiadanie, kolejną autorkę. Kolejną wspaniałą przygodę mojego życia. Pogodziłam się bardzo emocjonalnie, gdyż taką osobą jestem, z odejściem każdego z was - mówię tu do ludzi z naszej grupy - odejścia jako autorów. Gloomy, Łukasz, Nasty, Alex... przy każdej publikowanej notce z napisem "KONIEC" płakałam. Dużo płakałam. Obgryzałam paznokcie. Obgryzam je do tej pory. Nie chcę wzbudzać litości czy tworzyć komuś w sercu wyrzutów sumienia. Piszę po prostu, jak bardzo mi smutno. Ale ja już nie o tym...
cdn
Odpowiem na każdą część komentarza z osobna, bo nie zapamiętam wszystkiego całościowo.
Usuń"Czy i ja więc mam przestać? Bo nagle tracę kolejne opowiadanie, kolejną autorkę. Kolejną wspaniałą przygodę mojego życia."
Tracisz kolejne opowiadanie? Wspaniałą przygodę? Naprawdę je czytałaś? W takim razie przepraszam, nie wiedziałam. Gdybym wiedziała, że ze mną jesteś - może jeszcze cokolwiek bym napisała kiedyś... Tak jak wspomniałaś, dla siebie samej nikt nie ma chęci się starać, a ja nie sądziłam, że ktokolwiek tu jeszcze zagląda. :(
Na pytanie "Czy i ja więc mam przestać?" odpowiem tyle, że chyba już przestałaś... Twój blog odwiedzam i dawno nie było nic nowego... Ale jeśli kiedyś jeszcze coś dodasz, to możesz na mnie liczyć. Przeczytam na pewno.
"Jesteś ostatnią osobą, która pisze. Pisała. Nie wiem, jakiego czasu tu użyć."
Pisała. Zdecydowanie pisała.
cd:
OdpowiedzUsuńRozumiem. Widać próby. Widać efekty. Ratowałaś wszystko, ale się nie udało. Mi też się nie udało. Mi też już się nie chcę, odczuwam to samo. Brak weny, brak motywacji, brak sensu. To dlaczego, kiedy porzuciłam HL, nagle zrobiło mi się tak kurewsko pusto, tak bardzo smutno? Boję się, że pisząc taką notkę, poczujesz się podobnie. Proszę, nie bądź jak ja. Nie przeżywaj tego tak mocno. Zrobiłaś, co mogłaś zrobić, ale jeżeli nie "czujesz" tego tekstu, nie ma co go ciągnąć na siłę.
W tym momencie powinnam napisać, że mogłabyś pomyśleć nad czymś nowym. Czymś świeżym. Może już nie o Larze. A może o Larze, ale w innym klimacie. Zrobił się z tego niezły kryminał w niektórych momentach, a świadomość, że to już trzecia część - ja też przy trzeciej opadłam z sił. Teraz, kiedy mam niedokończone opowiadanie, mam ochotę napisać coś krótkiego, śmiesznego, pobawić się dialogami tak, jak nie wypadało robić tego w opowiadaniu sensacyjnym. Może to jest rozwiązanie dla Ciebie? Nie wiem, czy nie masz siły do tego tematu czy nie masz siły w ogóle w pisaniu. Zmęcznie materiału to jedno, ale z doświadczenia, bo piszę już prawie dziesięć lat w o TR - wiem, że mija.
Chyba liczyłam na to, że jak zmienię szablon, to nagle tłum ludzi się zainteresuje opowiadaniami i wszystko pięknie odżyje i będzie jak dawniej. - problemem nas, twórców bawiących się w pisanie FF o Larze i Kurcie jest to, że się nie rozwijamy. Stoimy w miejscu. Poznaiśmy się lata temu, wtedy TR było modne, a Lara inspirowała nas wszystkich. Jako oceniająca, która oceniła na ocenialni setki blogów - niestety żaden nie był o Tomb Raider. Od lat modne jest Tokio Hotel, One Direction, Zmierzch czy Harry Potter. Tysiące blogów piszących na ten temat, dziesięciolatek, które nie znają zasad interpunkcji - mają równie tysiące komentujących i stałych czytelników. To nie tak, że im zazdroszczę. Po prostu nasza grupa jest za mała, a temat tej krowy już dawno został wydojony do końca.
Wydawało nam się, że stworzyłyśmy coś wielkiego - coś nowego, świeżego, zachęcającego, czego jeszcze nigdy nie było. Ale nikt tego nie docenia, nikt nie pisze o podobnych rzeczach i nas nie napędza. Tak, przy pisaniu i publikowaniu każdy z nas przyzwyczaił się do komentarzy, chociażby wytykających byki (co nie, Nasty? Ja Tobie, Ty mi, pod starymi notkami, kilka lat temu). Nie ma co ukrywać, autor zanika, gdy nie ma tego czegoś, co go napędzi. Tym są czytelnicy, komentarze, rozmowy prywatne o fabułach, o konferencjach już nie wspomnę. Szkoda, że wszyscy nie mieszkamy w jednym mieście. Przez całe życie, Pati-Ann, mogłabym rozmawiać z Tobą na te tematy.
Wszyscy jesteśmy autorami. Desperacko szukamy odpowiedzi na pytanie: i jak wyszedł ten rozdział, który publikowałam ostatnio? Ja, po kilkunastu dołach, momentach zwątpień, zmęczeniach i zamykania blogów, desperacko szukam odpowiedzi na pytanie: kto jeszcze pisze, i czy ktoś w ogóle ma zamiar ciągnąć temat Tomb Raider? Ale nie podnoście ręki, gdy tylko "myślicie, że wrócicie". Bo to nadzieja, a ja każdą nadzieję przeżywam zbyt emocjonalnie, by potem płakać z rozczarowania.
Prawda jest taka, że jakby opowiadanie było fajne i cokolwiek warte, to nikt by nie odszedł. - nieprawda. Nie chcę, by zabrzmiało to, jakbym pozjadała wszystkie rozumy. Ale niektórzy ludzie, którzy czytali HL doszli do piątego rozdziału, a przy trzydziestym koleżanka na moim ramieniu zaczęła płakać. Ze szczęścia, ale to znaczy, że chyba to było dobre. Większość tego nie doczekała, wyparowała, choć nie uważam, że historia była nudna.
I NIE MASZ PRAWA! ANITA, NIE MASZ PRAWA mówić tak o Przeklętym Xianie, Lawendowym Czarze czy Studni Dusz! Ta saga była dobra, po poprawkach już jest świetna. Przyciąga oko, tylko kto chce czytać w 2013 roku o Tomb Raider? Wina Core Design, że się nie wyrobili? Eidos, bo dali za mało czasu, by AoD i Lara, Kurtis zostali dopracowani i stali się legendą?
cdn
"W tym momencie powinnam napisać, że mogłabyś pomyśleć nad czymś nowym. Czymś świeżym.[...] Teraz, kiedy mam niedokończone opowiadanie, mam ochotę napisać coś krótkiego, śmiesznego, pobawić się dialogami tak, jak nie wypadało robić tego w opowiadaniu sensacyjnym. Może to jest rozwiązanie dla Ciebie?"
UsuńI kto to niby będzie czytał? :( Chyba ja sama, to już wolę czytać inne teksty niż swoje własne. Dziękuję za dobre rady, ale uważam, że dla mnie nie ma już żadnego rozwiązania. :(
Prawda jest taka, że jakby opowiadanie było fajne i cokolwiek warte, to nikt by nie odszedł. - "nieprawda. Nie chcę, by zabrzmiało to, jakbym pozjadała wszystkie rozumy. Ale niektórzy ludzie, którzy czytali HL doszli do piątego rozdziału, a przy trzydziestym koleżanka na moim ramieniu zaczęła płakać."
Nie za bardzo widzę związku między tym a moim opowiadaniem... Jednakże gratuluję tych rozdziałów i tego, że koleżanka płakała i wszystkiego. Niestety, nie wszystkim się to udaje, a ja utknęłam na 14, a nie na 30 rozdziale. No tak, dobijające.
"I NIE MASZ PRAWA! ANITA, NIE MASZ PRAWA mówić tak o Przeklętym Xianie, Lawendowym Czarze czy Studni Dusz! Ta saga była dobra, po poprawkach już jest świetna. "
Jak bardzo jestem pewna tego, że znasz "Przeklętego Xiana" i "Lawendowy Czar" tak samo mam wątpliwości co do Twojej znajomości "Studni Dusz". Dlatego mam takie same prawo do mówienia, że trzecia część jest beznadziejna, jakie Ty do tego, aby pisać, że rzekomo est świetna, a po poprawkach jeszcze lepsza.
cd:
OdpowiedzUsuńKtoś powie - zacznijcie pisac o nowej Larze, TR ciągle wychodzi. Crystalsi spieprzyli Larę. O tej Larze ja i pewnie Ty, pewnie większość z nas - nie chcemy pisać. Nie ma czytelników. Nie ma motywacji. Nie ma ciągu dalszego. Godzę się z tym codziennie od kilku lat, właściwie to od skończenia SA.
Zaniedbałam to wszystko, dopuściłam do takiego stanu. Rozdziały dodawałam w zbyt dużym odstępie czasowym, wszystko się przez to zapominało... - tak, ja zrobiłam to samo z HL. Ale wciąż nie uważam, że to moja czy Twoja wina, w przypadku Studni. Dla kogo miałaś pisać? Dla samej siebie? To po co blog, po co publikacje, po co starania? Nie Ty to zaniedbałaś. Nie bez powodu, powodem jesteśmy my - znikający czytelnicy, starzy wyjadacze i Ci, którzy nawet nie słyszeli o tej historii, a powinni, bo jest napisana na medal.
cdn
Istnieje równoległy wymiar, w którym żyją ludzkie sobowtóry. - Masz rację. Historia nudna, oklepana, wszystko jest Twoją winą, straciłaś chęci, temat głupi, głupie opowiadanie, a chuj z nim. - SARKAZM W SWOJEJ NAJCZYSTSZEJ POSTACI. Nikt wcześniej na to nie wpadł, nikt o tym nie pisał, mi ślinka cieknie po tym zdaniu. Równoległy wymiar - dużo opisów, dużo tłumaczeń, trudny temat, wysoko postawiona poprzeczka. Nic, tylko skakać - tak by się wydawało. Szkoda, że nie wypaliło. Mogłoby być cudownie. Zmienić imiona, nazwiska i wydać.
Alcazar chce zapłaty w postaci duszy. - z Tomb Raidera mogłaś zrobić coś w stylu Supernatural. Przejść w zupełnie inne klimaty, pokazać nam nową stronę, nowy świat. Teraz nie wiem, czy boli mnie, bo sama jestem taka tępa i na to nie wpadłam i Ci zazdroszczę pomysłu, tematu, no wszystkiego, czy dlatego, że być może nigdy nie przeczytam tego w innej formie niż spoiler czy notka informująca. Spod Twojej ręki oczywiście, najgłupsze, co można zrobić, to oddać komuś swoje opowiadanie. Przecież każdy z nas ma inny styl, inaczej plecie zdania. Różnicę czuć było na odległość. Od razu powiedziałabym... zaraz, zaraz. To nie Pati-Ann. To jej jakaś tania podróbka. To może lepiej faktycznie zostawić to jak jest.
Przepraszam, że ten komentarz jest do Ciebie, trochę do wszystkich. Dużo w tym pierdolamento o sobie samej, moich odczuć. Jeszcze raz tak bardzo przepraszam, że mnie wtedy nie było. Że zaspałam. Że odeszłam w złym momencie i niepotrzebnie wróciłam, kiedy nikogo już nie ma. Twoja twórczość była mi iskierką przez bardzo długi okres. I będę do niej wracała, bo jest do czego wracać.
LILKA11
"Alcazar chce zapłaty w postaci duszy. - z Tomb Raidera mogłaś zrobić coś w stylu Supernatural. Przejść w zupełnie inne klimaty, pokazać nam nową stronę, nowy świat."
UsuńTak, właśnie taki miałam zamiar... Nie wyszło. :(
"Teraz nie wiem, czy boli mnie, bo sama jestem taka tępa i na to nie wpadłam i Ci zazdroszczę pomysłu, tematu, no wszystkiego, czy dlatego, że być może nigdy nie przeczytam tego w innej formie niż spoiler czy notka informująca."
Nie ma czego żałować, naprawdę. A pomysł możesz sobie zgapić, to nie stanowi dla mnie żadnego problemu. :)
"najgłupsze, co można zrobić, to oddać komuś swoje opowiadanie. Przecież każdy z nas ma inny styl, inaczej plecie zdania. Różnicę czuć było na odległość. "
Pomysł z oddaniem opowiadania wydaje mi się całkiem dobry. Lepsze to niż zakończenie 14-stym rozdziałem. I oczywiście, że każdy ma inny styl i będzie to widoczne - przecież nikt by się za mnie nie podpisywał, ja to widziałam tak, że ktoś podpisze się za siebie, a gdzieś tam dopiszemy, że według mojego pomysłu. Ja jestem na tak, może ktoś by się kiedyś znalazł. :)
"Jeszcze raz tak bardzo przepraszam, że mnie wtedy nie było. Że zaspałam. Że odeszłam w złym momencie i niepotrzebnie wróciłam, kiedy nikogo już nie ma."
Nic się nie stało, trudno. Już i tak wszystko skończone więc nie ma co się przepraszać ani gdybać, bo to niczego nie zmieni.
"Twoja twórczość była mi iskierką przez bardzo długi okres".
Cieszę się, to bardzo miłe, dziękuję. :)
"I będę do niej wracała, bo jest do czego wracać."
Nie obiecuj, nie obiecuj. :)
Ach, jeszcze coś: blogspot urwał mi połowę komentarza.
OdpowiedzUsuńNie po to przez 4 lata pisałam, aby teraz udawać, że nic a nic mnie to nie obchodzi. A właśnie, że obchodzi. I naprawdę boleję nad tym, że nie jestem w stanie ukończyć trzeciej części, bo pozostałe dwie uważam za całkiem udane. Porażka boli. - przestaje boleć, gdy zaczynamy rozumieć, że problem nie tkwi tylko w nas. Mamy te same problemy, czujemy tak samo, Pati-Ann. Wystarczyło napisać emaila. Biedna Patrycja, wysłuchuje ode mnie takiego samego gadania od miesięcy.
Ale niestety każdy wydawał mi się zbyt zajęty sobą i własnymi problemami. - Jak wyżej pisałam, ludzie mają swoje problemy, swoje życia. Tylko Patrycja i Mustelka może wiedzą, że opowiadania o TR i Wy - jesteście całym moim życiem. Wszystkim, co mi zostało. Wszystkim, co skleiłam do kupy. Przeklinałam los i płakałam w poduchę, bo wszyscy zrzucali mi na barki określenie "Byłaś pierwsza!" "Jesteś guru!". Gówno prawda, skoro skończyłam tak samo, Pati-Ann. Jaka ze mnie guru, skoro nie mogłam w żaden sposób Ci pomóc, w żaden sposób zachęcić? Nie zasługuję na żaden z tych tytułów, a usłyszałam go nawet ze ust Łukasza miesiąc temu. Jestem chorobliwym charakterem. Emocjonalnie niezrównoważonym i nienawidzącym zmian, na dodatek wciąż dzieckiem. Utknęłam w roku 2006, kiedy to wszystko miało ręce, nogi, sens i zainteresowanie publiką. Przez lata dążyłam do tego, by każdy pisał. Tworzyłam ludziom blogi, szaty graficzne, sprawdzałam teksty. Nie odchodziłam od kompa, i wciąż nie odchodzę nadal, tylko tym razem piszę i sprawdzam swoje, bo inni odpuścili lub nagle przestali pisać do mnie. Przestali czytać, interesować się, przestali pytać, przestali chwalić i potępiać. Poddałam się. Myślałam, że na zawsze, a okazało się, że na moment. Nie potrafię odpuścić i wiem, że nie zrobię tego już nigdy.
Boli mnie, że kiedy odeszłam na kilka miesięcy, zamknęłam się w domu i leżałam w łóżku gapiąć się na bezrobotnym w kasetony, akurat Ty, Anito, zaczęłaś swoją reedycję, reaktywację. Wtedy, kiedy być powinnam-nie było mnie. Teraz, kiedy znów wróciłam. Jestem na siebie wściekła. Przepraszam, tak bardzo przepraszam. I wciąz jestem bezrobotna, i wróciłam do pisania, wróciłam nawet do oceniania. Nieważne. Nie ma Ciebie. Nie ma was. Nie ma nic nowego.
Przestałam korzystać z GG. Mam Facebooka i tam można mnie znaleźć. Na niewidoku, bo ukrywam się przed wierzycielami (xD) ale odpisuję zawsze. Jestem. Dla wszystkich. A najbardziej dla Ciebie, za to, że mnie nie było.
Było i minęło, nie przepraszaj. Nie mam żalu do nikogo, tylko do siebie samej. Ze swojej strony bardzo dziękuję za taki obszerny komentarz, rozpisałaś się, dziękuję za wszystkie ciepłe słowa w nim zawarte i skierowane do mnie. Miło przeczytać nawet jeśli to z takiej okazji jak przedwczesne zakończenie. Trzymaj się ciepło! :)
UsuńI kto to niby będzie czytał? - wcale nie ja. Wcale nie Patrycja. Czy to naprawdę tak istotne, kto pisze komentarze, a nie liczy już się, że po prostu znamy te opowiadania i czytamy je? Nas to nie rusza i nie obraża wcale. Jednostronicowe one-shoty są mniej problematyczne dla czytelnika niż coś z fabłą na sto stron, zajmują mniej czasu, łatwiej przyciągają. Nie będę jeszcze się wyhylać, ale uciekasz teraz, gdy szykuję mini reaktywację. Czuję się trochę zawiedziona tym walkowerem.
OdpowiedzUsuńPrawda jest taka, że jakby opowiadanie było fajne i cokolwiek warte, to nikt by nie odszedł. - ludzie uciekają nie z powodu tego, że opowiadanie nagle przestaje być coś warte, podałam tu tylko swój przykład, ale każdy z nas piszących może ich podać conajmniej kilka. Każdy kto się tak poddał.
Nie ma czego żałować, naprawdę. - nie wierzę w to, co widzę. WCALE nie mamy, przekonuj dalej tych, co czytają, a i tak nie uwierzę, by zaznajomieni z treścią i Twoim stylem Ci uwierzyli. Tak samo z tą Studią, zachowujesz się trochę jak ja kiedyś. To, że ktoś nie zostawił gdzieś komentarza, nie znaczy, że nie zna treści. Skąd wiesz, że nie poznałam Studni po powrocie do życia? Skąd ja mogę wiedzieć, że przeczytałaś wszystkie rozdziały na HL, a może też utknęłaś na dziesiątym? Nie mamy tego pojęcia, ale myślisz, że chciałoby mi się pisać takie komentarze, gdyby tu w grę wchodziło opowiadanie, które znam na pół gwizdka? Proszę Cię, co to za pokrętna dedukcja. Raz piszesz, że teraz Ci lżej bez pisania i bałaganu w swojej głowie, raz piszesz, że to nie o nas chodzi, tylko o Ciebie, teraz wspominasz, że "I kto to niby będzie czytał? :(", a to brzmi jak desperacja i coś w rodzaju - lubię pisać, ale nie mam dla kogo. Brzmi to trochę jak: odchodzę, bo nikt mnie nie docenia, nikt nie komentuje, ale nie chcę się przyznać, więc powiem, że opowiadanie było głupie.
Po prostu, nie wiem dlaczego, Anita, ale te słowa brzmią tak, jakbyś już wszystko nagle miała w dupie, odetchnęła, "mam spokój, róbcie sobie co chcecie, już mnie nie obchodzicie".
Pomysł z oddaniem opowiadania jest głupi. Byłabyś w stanie "tak o" oddać komuś swoją spuściznę, serio? Aż tak się z nią nie zżyłaś, nie wiem, masz ją w nosie? Anita, nie wiem co tu się w ogóle dzieje...
Ja też nie wiem. Naprawdę nie wiem. Wszystko jest nie tak, szkoda w ogóle gadać, nie będę się tu wyżalała, ale po prostu mam dosyć wszystkiego. Jest jak jest i trudno, raczej już nic się nie zmieni. :( Przykro mi i dziękuję że próbujesz mnie jakoś wesprzeć. Trzymaj się, dzięki!
Usuń