"Narysuj bohatera"


Ciągle trwa akcja pt. „Narysuj bohatera”. Aktualny skład załogi: Pati, Nasty, Malina, Ula, Gosia10, Kama, zavi99, olka01555, Pati-Ann. Szukamy chętnych do pomocy. Proszę o kontakt zainteresowanych! Moje gg: 37037887, mail: pati-ann@o2.pl Stworzone dotychczas prace znajdują się w zakładce „Bohaterowie”.







piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 14 – „ Wolę zdychać w jednej celi z Claire!”

Bardzo wszystkich przepraszam za długą zwłokę w publikowaniu. Ostatnimi czasy zajmowałam się wyglądem nie tylko „Studni dusz”, ale graficznej zmianie uległy także część pierwsza i druga. Zapraszam do obejrzenia tych „nowych starych” blogów, pojawiły się nowe zakładki, między innymi „Cytaty”. Co do tego bloga – największą zmianą jest chyba nawigacja. Przyciski „starszy – nowszy post” zostały zastąpione szeroką listą, co uważam za dużo wygodniejsze. Za pomoc w związku z tym serdecznie dziękuję Katji (makowe-pole.blogspot.com), bez niej nie udałoby mi się tego zrobić. ;) Oprócz tego zaktualizowane zostały linki oraz zakładki. Dziękuję tym, którzy pomimo przerwy ciągle ze mną są. Miłego czytania! ;)
           

Upiorny Hotel rzeczywiście był upiorny, ale nie tylko z nazwy, lecz i z wyglądu. Lara zdziwiła się, że kiedy trzy lata temu przechodziła przez ten sam teleporter, to nie zauważyła ogromnego, mrocznego budynku, stojącego w oddali wśród ciemnych drzew. Cóż, zbytnio była zajęta odszukiwaniem Mitu. Czarna budowla w oddali trochę przypominała jej zamek.
Rob opowiadał jej o jakiś ciemnych istotach spadających z nieba przed hotelem i o fontannie nawołującej po imieniu, ale nic podobnego nie miało miejsca. Kobieta spokojnie przeszła przez ogród, ciesząc się, że było tak spokojnie. „Może Rob za bardzo koloryzował” – przemknęło jej przez myśl. Dopiero, gdy dotarła przed wejście budynku, na niebie pojawiły się groźne chmury, zaczął lać deszcz i nad hotelem rozpętała się burza. To jedno się sprawdziło z opowiadań Roba, mężczyzna uprzedzał ją przed tym zjawiskiem. Zła, że nie zdążyła z bliska przypatrzeć się budowli, Lara wbiegła do środka. Zrobiła to w samą porę. Nim zamknęła drzwi, zdążyła ujrzeć, że w miejsce, w którym przed chwilą stała, trafił piorun. „Pięknie, a więc się zaczyna!” – pomyślała.
            Przepowiednie Roba o strachach w hotelu okazały się w stu procentach prawdziwe. Lara nie zdążyła nawet otrzepać się z kropel wody, a tuż obok jej prawego ucha przeleciał nóż i wbił się w ścianę. Mimowolnie odskoczyła na lewo, ale kolejny nóż właśnie zmierzał w tę stronę. Uskoczyła więc w prawo, ale i tam skierował się trzeci nóż. Chcąc nie chcąc, kobieta musiała zacząć na ślepo biec korytarzami. Noże uzupełniły się jeszcze o siekiery i kosy, więc przestało być wesoło.
Sprint pośród latających, ostrych narzędzi nie był bezpieczny ani mądry, ale Lara wiedziała, że jeśli się zatrzyma, to większe prawdopodobieństwo, że coś ją w końcu trafi. Skaleczenia od fruwających przedmiotów i tak nie dało rady uniknąć: w pewnej chwili, jeden z noży boleśnie rozdarł jej skórę na ramieniu. Mimowolnie krzyknęła i zrobiła tę najgłupszą rzecz z możliwych – stanęła, by ocenić stan rany. Cudem uchyliła się wtedy od lecącej siekiery, upadając na brzuch, ale za to po raz kolejny została zaatakowana przez nóż, który ze świstem przeleciał i wbił się w jej nogę. Natychmiast wyciągnęła go z łydki, nawet się nie krzywiąc z bólu i miała zamiar wstać. Niestety, pod ciężarem jej ciała zawaliła się stara podłoga i kobieta całą sobą runęła w dół. Na moment zaparło jej dech w piersiach, uderzenie w plecy było tak silne, że nie mogła zaczerpnąć powietrza.
            Usłyszała nad sobą czyjś makabryczny śmiech, ale nikt się nie pojawił. Dopiero po chwili coś na wzór cienia stanęło nad nią, leżącą na plecach i zakrwawioną. To coś chwyciło ją mocno i nim kobieta zdążyła zareagować, mocne, lodowate ręce istoty podniosły ją i wrzuciły do jakiejś ciemnej skrzyni. Lara nie miała chwili wytchnienia. Teraz znajdowała się w zamkniętej trumnie! Nie mogła unieść głowy, bo uderzała nią o zamknięte wieko, nie mogła wyprostować rąk nad sobą ani zgiąć kolan. Została uwięziona! Zaczęła ogarniać ją panika, kobieta poczuła, że się dusi. W przestrachu zaczęła krzyczeć i szamotać się na boki. Szamotanina pomogła, trumna stała najwyraźniej na jakimś wysokim podeście. Lara rozkołysała ją, usiłując się wydostać i skrzynia spadła na dół, otwierając wieko. Croft wypadła stamtąd czym prędzej i ponownie wybiegła na korytarz.
            Zdążyła zrobić głęboki wdech, a następnie usłyszała za sobą furkot piór. W jej stronę leciało jakieś potworne, czarne ptaszysko z otwartym dziobem i ostrymi szponami.
- Na ciebie to mam sposoby, kochasiu! – krzyknęła na głos Lara. W sekundzie wyciągnęła pistolety i strzeliła kilkakrotnie do ptaka. Niestety, jak wszystko w tym hotelu, ptak okazał się być widmem i nic sobie nie zrobił ze strzelaniny archeolożki. Boleśnie wpił się szponami w jej ramiona i uniósł za skórę do góry, znacznie potęgując zadany wcześniej ból. Z rozpędem uderzył kobietą o ścianę, aż chwilowo straciła przytomność, a z rozciętej skóry na głowie popłynęła stróżka krwi.
Kiedy Lara ocknęła się, z przerażeniem zdała sobie sprawę, że znajdowała się w windzie! Rob stanowczo zabronił jej siadać do windy, bo była ona pułapką! Z obolałym, opuchniętym ciałem i krwią płynącą z głowy i zaślepiającą oczy, Croft było już wszystko jedno. Z trudem się unosząc, wcisnęła przycisk z numerem 1. Wiedziała od Roba, że winda po dojechaniu na miejsce, zerwie się i spadnie na dół, chcąc ją zabić, dlatego wybrała pierwsze piętro, chcąc spaść z możliwie najmniejszej wysokości. Usłyszała ponownie makabryczny, ścinający krew w żyłach śmiech i winda ruszyła. Nie zatrzymała się jednak we wskazanym miejscu, tylko pięła się ku samej górze. Kobieta z rozpaczą, świadoma kolejnej fali bólu, jaki ją czekał, położyła się na podłodze i czekała.
Winda zatrzymała się i otworzyły się drzwi. Croft mocno zacisnęła powieki, gotowa na ból. Nic się jednak nie działo. Po chwili, która wydawała się wiecznością, archeolożka uniosła głowę. Ostrożnie, powoli wstała i zamierzała wysiąść z windy. Delikatnie wysunęła stopę, ale nie wyczuła pod nią podłoża. Zachwiała się cała, omal nie wpadając w ciemną przepaść. A więc w ten sposób winda chciała ją wykończyć!
Kobieta z powrotem cofnęła się do tyłu, ale w windzie gościł już jakiś zakapturzony mężczyzna w czarnej szacie. Z całej siły wypchnął ją z pomieszczenia nim zdążyła mrugnąć. Lara z krzykiem zaczęła spadać w dół. „Jeśli w tej prędkości uderzę o podłogę, to się zabiję” – kalkulowała w myślach. W sekundzie odrzuciła obie ręce na boki, w pewnej chwili wyczuwając pod jedną krawędź do przytrzymania. Zacisnęła dłoń, powodując, że przytrzymała się jakiejś wyrwy w ścianie. Mocno nadwyrężyła przy tym całe ciało, pulsujący ból w ręce i plecach był nie do zniesienia. Ostatkiem sił przekręciła się i chwyciła krawędź także drugą ręką. Po chwili głębokich oddechów, podciągnęła się i wydostała z pułapki.
Przed nią rozciągał się długi, mroczny korytarz. Zakrwawionymi dłońmi wyciągnęła pistolety, chociaż wiedziała, że na nic się tu nie przydadzą. Szła powoli, skupiona, głęboko oddychając. Przed nią rozciągał się zakręt w prawo. Postała chwilę przed nim, nasłuchując, ale nic się nie działo. Zbierając w sobie całą energię, wyskoczyła zza winkla z wyciągniętymi pistoletami i stanęła centralnie przed wielkimi, złotymi drzwiami.
- Nareszcie! – wydała z siebie okrzyk ulgi i bez wahania weszła do komnaty Alcazara. Prawie natychmiast się o coś potknęła i wyrżnęła jak długa na podłogę.
- Kur… - Chciała przekląć, ale pohamowała się zawczasu. Lepiej było zrobić dobre wrażenie na Alcazarze, a nie od progu zarzucać niecenzuralnymi słówkami.
Niestety, w komnacie panowały egipskie ciemności, dlatego kobieta nie wiedziała, gdzie dokładnie znajdował się mężczyzna. Powoli wstała i po omacku zaczęła badać teren. Doszła do ściany i usiadła pod nią, czekając, aż wzrok przyzwyczai jej się do ciemności i będzie mogła zobaczyć więcej. Ciszę panującą w pomieszczeniu przerywało ciche chrapanie i po chwili Lara dostrzegła, że naprzeciwko niej stało wielkie krzesło, a na nim ktoś siedział. Domyślała się kto. „W złą porę przyszłam” – mówiła do siebie w myślach. – „ Jeśli obudzę Alcazara, to może się wściec”. Wolała nie podpadać temu nieznanemu mężczyźnie, więc postanowiła poczekać, aż sam się obudzi. W międzyczasie obserwowała pokój w ciemnościach i odpoczywała po długotrwałej bieganinie wśród noży i duchów. Czuła się cała oblepiona krwią, a najgorzej skaleczone były łydka i ramiona. Rozcięta skóra na głowie też dotkliwie piekła.
W komnacie stały poustawiane różnorakie świeczniki, to o jeden z nich archeolożka potknęła się przy wejściu. Minęło może pół godziny i Lara się zniecierpliwiła, mimo że wygodnie jej było pod ścianą i dobrze się odpoczywało. Wstała i zaczęła szukać wśród świeczników zapałek. Chciała najpierw zapalić kilka świeczek, aby poprzez światło delikatnie obudzić Alcazara ze snu. Niestety nim to zrobiła, z zapałkami w ręku potknęła się ponownie, zrzucając świecznik na podłogę i robiąc hałas. Prawie natychmiast w całej komnacie zrobiło się jasno, a Lara automatycznie obejrzała się za siebie, skąd wcześniej dochodziło chrapanie.
            Na tronie siedział zaskoczony młody mężczyzna w ciemnej szacie. Miał prawie białe, proste, długie włosy i jasną cerę. Wyglądał na nie więcej niż dwadzieścia lat i Lara przeżyła kompletne rozczarowanie tym widokiem. Spodziewała się starszego, groźnie wyglądającego faceta, tymczasem z tronu spoglądał na nią łagodnie młody, przystojny chłopak. Powoli spojrzał najpierw na przewrócony świecznik, potem na znieruchomiałą Larę stojącą obok i w końcu na paczkę zapałek w jej ręce.
- Jestem nowoczesny – wyjaśnił krótko, zsuwając ze ściany przyłożoną tam dłoń. Dopiero teraz Croft zauważyła, że w miejscu, którego dotykał na ścianie Alcazar, znajdował się kontakt. Automatycznie uniosła głowę do góry, skąd pochodziło źródło światła. No tak, na suficie wisiał pięknie zdobiony żyrandol. Elektryka w tak starym budynku? Tego się nie spodziewała. Poczuła, że ogarnęła ją złość. Zmęczenie i bolące rany dały o sobie znać ze zdwojoną siłą.
- To po jaką cholerę stoją tu te świece? – warknęła, odrzucając zapałki gdzieś na bok i kopiąc jeden ze świeczników. Czując się bacznie obserwowana, odgarnęła dłonią włosy do tyłu, ale to nie za wiele pomogło. Zakrwawiona, brudna, spocona i rozczochrana nie mogła się podobać żadnemu mężczyźnie.
Alcazar w rzeczy samej nie odpowiedział, tylko lekko przekrzywił swoją piękną głowę, wciąż na nią patrząc. Lara nie wiedziała, jak przejść do interesów, a białowłosy najwyraźniej nie zamierzał jej pomóc. Wpatrywał się w nią tylko spokojnie i jak jej się wydawało - trochę zaczepnie i prowokująco. A może i prześmiewczo? I szczerze mówiąc, trochę ją przerażał. Nie wiedziała dlaczego. Facet był młody, miał miłą, łagodną buzię i ładnie wykrojone wargi. Jednak coś w jego jasnym spojrzeniu sprawiało, że Croft czuła się dziwnie, nieswojo i zwyczajnie głos wiązł jej w gardle. Przysunęła się jeszcze bliżej tronu.
- Mam sprawę – zaczęła, patrząc na niego niepewnie. – Musisz mi pomóc.
Alcazar znowu nie zaszczycił jej odpowiedzią, więc kobieta przysunęła się jeszcze bliżej i poczuła się zobowiązana rozwinąć temat:
- Chodzi o Studnie Dusz – poinformowała. - Chcę jedną otworzyć, a dwie z nich zamknąć. Dałoby radę?
Młody, białowłosy mężczyzna uniósł na nią swoje jasnoniebieskie spojrzenie, bo stanęła tak blisko, że siedząc, musiał patrzeć na nią z dołu.
- Nie pamiętam, abyśmy przechodzili na formę osobową „ty” – rzekł z niesmakiem.
Lara stanęła jak wryta. Myślała, że żartował. Ale nie żartował. Wpatrywał się w nią poważnie, spokojnie, z wyższością. Roześmiała się nerwowo.
- Mam się do ciebie zwracać „pan”? – Prawie krzyknęła. Darowała sobie tekst, że dla niej on był zwykłym gówniarzem i to raczej ona powinna wymagać mówienia sobie na „pani”.
Alcazar poruszył się nieznacznie, ale Croft dostrzegła, że się lekko zdenerwował.
- Tak w zasadzie, to jestem dla ciebie kimś więcej niż zwyczajnym panem – poinformował chłodno. – I wymagam należnego dla siebie szacunku. Jestem władcą życia i śmierci i chcę, by w ten sposób się do mnie zwracano.
„Jakiś stuknięty” – pomyślała Lara. Bo facet siedzący przed nią, musiał mieć nieźle zrytą psychikę, skoro sam wierzył w to, że był mitycznym Alcazarem. Typowy przykład człowieka chorego psychicznie. Kobieta uśmiechnęła się jednak z przymusu, woląc go nie irytować.
- Jasne, załatwione – zgodziła się. - Coś jeszcze?
- Tak. Stoisz zbyt blisko, a nie przypominam sobie, byś na to zasłużyła. Proszę, abyś się cofnęła.
To kompletnie ją zaskoczyło. Jakim prawem ten smarkacz przemawiał do niej w ten sposób? Już chciała coś odpyskować, ale tak na nią popatrzył, że poczuła, jak ciarki przebiegły jej po plecach. Tłumiąc w sobie złość, oddaliła się o kilka kroków.
- Lepiej? – zapytała z kwaśnym uśmiechem. - Czy możemy teraz kontynuować rozmowę?
- Doskonale – odparł, oddając uśmiech i mrużąc z zadowoleniem swoje jasnoniebieskie oczy. – Zaczekaj chwilkę. Najpierw pozbędziemy się twojej broni, a później porozmawiamy. O, teraz jest idealnie. Możesz kontynuować. 
Lara ze zdumieniem stwierdziła, że przy jej boku zniknęły pistolety. Odwróciła się, patrząc na podłogę, ale w całej komnacie nie dostrzegła swojej broni. Tak po prostu wyparowała! Widząc jej zaskoczenie, Alcazar uśmiechnął się nieznacznie.
- Nie lubię przemocy – odezwał się.
Lara darowała sobie wszelkie, niepotrzebne odzywki. Facet był nieźle stuknięty i nieobliczalny, nie wiedziała, w którym momencie mógł zrobić jej krzywdę. Wystarczyło jedno, złe słówko i mogło być po niej.
- To jak będzie z tymi Studniami? – zapytała.
- Możesz otworzyć bądź zamknąć jedną z nich – wyjaśnił krótko, z uśmiechem patrząc na jej zaskoczoną minę.
- Czemu tak?! – Lara rzeczywiście nie ukrywała zdziwienia. Tylko jedną?! Musiała zamknąć dwie Studnie! A otworzyć jedną!
Jasnowłosy popatrzył na nią z politowaniem, jakby była niepełnosprawna umysłowo. Lara miała ochotę trzasnąć go w gębę za te pełne wyższości spojrzenia. Gdzie był sympatyczny gość, o którym opowiadał jej Rob?! Ten gówniarz wcale nie był sympatyczny, nie był nawet miły i w dodatku jej nie polubił, czuła to.
- Bo masz tylko jedno życie, a nie dwa – wytłumaczył.
- Co z tego? – Nic nie rozumiała kobieta.
- To z tego… - Alcazar wyglądał na nieco zniecierpliwionego. – To z tego, że czymś musisz zapłacić za moją pomoc. A zapłatą za jakąkolwiek przysługę, jest nic innego, jak dusza.
Croft długo stała, nic nie mówiąc. Nie ukrywała, jak bardzo zaskoczył ją ten fakt.
- Niedawno mój przyjaciel tutaj był… - Odezwała się cicho. – Poprosił o klucz do jednej ze Studni Dusz… Ale jeszcze jej nie otworzył. Czy w takim wypadku od niego również zażądasz zapłaty?
- Gdzie jest ten klucz? – zainteresował się Alcazar.
- Zapytałam, czy od niego również zażądasz zapłaty?
- A ja zapytałem, gdzie jest klucz.
Brązowowłosa westchnęła poddańczo i wyciągnęła z kieszeni klucz do Studni Duszy Lilly, dany jej przez Roba.
- Tutaj jest – odrzekła. – Ten przyjaciel poprosił mnie o odnalezienie tej Studni i w tym celu przekazał mi klucz. Sam zrezygnował, stwierdził, że nie da rady. A ja jestem archeologiem i w związku z tym mam większe szanse niż on.
- Wiem. – Machnął swoją jasną dłonią mężczyzna. – Jasna rzecz. Tylko, że nie dałem tego klucza tobie, ale twojemu przyjacielowi, który tak między nami, jest skończonym idiotą. – Croft chciała zaprotestować, ale Alcazar zbył ją kolejnym gestem dłoni. – Nieważne, on i tak już jest skończony. Natomiast ty musisz oddać mi ten klucz. Nie należy do ciebie. – Jasnowłosy wyciągnął w jej stronę rękę.
Lara zawahała się. Mocniej zacisnęła palce na kluczu.
- Czy to oznacza, że Rob, mimo że nie wykonał zadania i nie otworzył Studni, to zapłaci tobie swoją duszą?
- Tak. Oddasz mi w końcu ten klucz, czy mam cię o to dobitniej poprosić?  
W archeolożce zagotowała się krew.
- Jak śmiesz… - Nie mogła się pohamować.
- Słucham? – Alcazar się roześmiał.
- Wykorzystujesz niewinnych ludzi… Za nic przywłaszczasz sobie ich dusze! Rob nie zasłużył na to, by czymkolwiek ci się odpłacać!
- A więc w jego obronie tutaj się plujesz? – Alcazar cały czas się śmiał, ale widać było po jego twarzy, że był wściekły. –  A ci wszyscy ludzie, o których wspomniałaś, to całkiem bez winy jednak nie są. Spójrz… - Tu mężczyzna wskazał na ogromną księgę, leżącą u jego stóp. – Sami się tu podpisują. A to znaczy, że akceptują mój regulamin. Mam dowody, że wiedzieli, co robią. Podpis twojego kumpla również się tutaj znajduje. Możesz sprawdzić.
Lara cofnęła się z obrzydzeniem.
- Nie zamierzam tego sprawdzać. Nie oddam ci też tego klucza. – Schowała go z powrotem do kieszeni. – Sama, bez twojej szanownej łaski, otworzę i zamknę Studnie Dusz, o wielki władco.
- Nic z tego. – Jasnowłosy wstał. – Oddaj ten klucz, a później opuść to miejsce.
- Mowy nie ma! – Kobieta, nie czekając na nic więcej, biegiem ruszyła do drzwi wyjściowych i z ulgą znalazła się na korytarzu. Co za walnięty facet! Jednocześnie, przyszło jej do głowy, że może wcale nie udawał mitycznego Alcazara, tylko rzeczywiście nim był… To jego zachowanie i wyraz twarzy, gdy się na nią wkurzał… To dawało do myślenia. Możliwe, że jakimś cudem nie był oszustem.
            W tym momencie, obok jej ramienia przeleciał nóż, a za nim z prędkością światła leciała siekiera. Lara ponownie zmusiła swoje obolałe ciało do biegu, by unikać styczności z latającymi narzędziami. Jak najszybciej musiała wydostać się z siedziby tego nienormalnego Alcazara. Zaczynało być coraz gorzej. Ostatkiem tchu wbiegła do jakiegoś oświetlonego korytarza i… Wpadła prosto w ramiona Cartera Millera.
- O! – wydała z siebie mało inteligentny okrzyk, bo na nic więcej nie miała siły. Jeszcze jego jej tu brakowało do szczęścia!
- Jesteś cała? – zapytał ją troskliwie mężczyzna, ciężko oddychając. Najwyraźniej i on uciekał od latających narzędzi. Jego jasnoblond włosy były rozburzone, w nieładzie opadały na czoło i kark.
W tej samej chwili zaczęła lecieć w ich stronę kosa. Carter chwycił kobietę mocno i siłą odepchnął na bok. Lara przylgnęła plecami do chłodnej ściany i patrzyła przerażona na mężczyznę przed sobą. Głos uwiązł jej w gardle, jak zwykle, gdy miała styczność z tym facetem.
- Wszystko będzie dobrze, uspokój się… - Mocno ją do siebie przytulił. Poczuła zapach jego dobrze dobranych perfum, silne ramiona otoczyły ją całą. – Jesteś taka przestraszona, spokojnie…
Pomylił się. Nie była przestraszona, tylko wściekła, drżała ze złości, a nie ze strachu. W sekundzie go od siebie odepchnęła.
- Zostaw mnie! – wrzasnęła na cały głos. – Daj mi w końcu święty spokój!!! Rozumiesz to?!! Odpieprz się ode mnie!!!
- Dlaczego? – Carter wyglądał na załamanego. Ramiona bezładnie opadły mu wzdłuż ciała. – Powiedz mi, dlaczego mnie odrzucasz? Proszę cię…
- Nie zbliżaj się do mnie, psychopato! Śledziłeś mnie, tak?! Masz jakąś cholerną obsesję!!! – Lara uskoczyła do tyłu, bo Carter uczynił taki ruch, jakby chciał przed nią uklęknąć i w rzeczy samej to zrobił, nim zdążyła porządnie się odsunąć. Padł przed nią na kolana, ramionami objął jej talię, a twarz przytulił w miejsce pod jej biustem.
- Błagam cię, nie odrzucaj mnie od siebie… - Zaczął ją błagać. - Tak bardzo cię kocham, wariuję tylko z twojego powodu, z tej niemocy, że nie chcesz ze mną być…
- Dosyć tej szopki, zostaw mnie!!! Nie chcę tego słuchać!!! – Darła się kobieta. Wyszarpnęła się z objęć i z całej siły uderzyła mężczyznę w twarz. – Jesteś chory psychicznie, powinieneś się leczyć w psychiatryku!!!
- Ale ja cię kocham… - Odparł, nie zważając na to, że go uderzyła. Ponowił próbę przytulenia się do niej, ale tym razem zdążyła wystarczająco się odsunąć, by mu to uniemożliwić. – A ty mnie wciąż od siebie odrzucasz… Dlaczego mi to robisz? Odpowiedz!
- Jesteś psychiczny!!! – krzyknęła jeszcze Lara na ostatku. Nie zważając na klęczącego blondyna, odwróciła się i zaczęła biec w drugą stronę.
Co za dzień! Najpierw nieudana akcja z tym bezczelnym Alcazarem, sprint pośród latających noży i siekier, a teraz jeszcze Carter! Co on tu robił?! Ha, wiadomo! Śledził ją, zboczeniec jeden! Tylko skąd wiedział, dokąd pójdzie?!
            Niespodzianek nadszedł ciąg dalszy. Kobieta na następnym zakręcie wpadła na kociooką siostrę Cartera, a przy następnym na jego brata.
- To chyba jest jakiś cholerny koszmar! – krzyknęła, odpychając  Marca od siebie i ponownie zaczynając biec. Ciekawa była, kogo jeszcze zastanie w Upiornym Hotelu… Prawie natychmiast wleciała na zapłakaną blondynkę, w króciutkiej, brązowej mini.
- O, Boże, Lara... – Cornelia z płaczem przytuliła się do niej. – Co się tutaj dzieje? Gdzie my jesteśmy? O, Boże, Boże…
- Chodź! – Croft pociągnęła blondynkę na bok, bo leciały w ich stronę jakieś tasaki. Była wściekła na Cornelię po akcji na weselu, ale jednocześnie patrząc na przerażoną, zapłakaną blondynę, mimowolnie przypomniała sobie wzrok obłąkanego psychopaty Cartera, wyznającego jej przed chwilą miłość. Objęła dłońmi zapuchniętą od płaczu twarz Cornelii. – On cię do tego zmusza, prawda? – powiedziała czule, głaskając dziewczynę po policzku. – Zmusza cię, abyś z nim była?
Na twarz dziewczyny wtoczył się naiwny, błogi uśmieszek.
- Coś ty, hi, hi, hi… - Odrzekła głupio, trzepocząc rzęsami. – To ja po prostu tak bardzo go kocham, nie mogę żyć bez niego… - Tu Cornelia teatralnie przyłożyła dłoń do swojego serca i głęboko westchnęła.
Lara odsunęła ją od siebie ze wstrętem.
- Ty idiotko, żal mi cię!  – warknęła. – Nie chcę cię widzieć, wszyscy jesteście siebie warci! Won!
- Nie, nie zostawiaj mnie tu samej! – krzyknęła płaczliwie Cornelia i zaczęła gonić archeolożkę po ciemnych korytarzach.
            W końcu wpadli na siebie wszyscy razem: trójka rodzeństwa, Lara i Cornelia. Piątka osób przewróciła się na podłogę, wylądowali na plecach, brzuchu, jak popadło. Nim zdążyli się otrzepać, wstać czy cokolwiek do siebie powiedzieć, w korytarzu rozległ się ścinający krew w żyłach głos:
- Co tutaj się dzieje?
Wszyscy zwrócili twarz w kierunku postaci stojącej naprzeciwko nich.
- O żesz, chłopie…– Carter, wstając powoli, prześmiewczo zmierzył wzrokiem białowłosego mężczyznę ubranego w ciemną, długą szatę.
- To tutaj panowie chodzą w sukienkach? – dorzucił jeszcze Marc i wszyscy zanieśli się głośnym kwikiem.
- Taka moda najwyraźniej! – Dusiła się ze śmiechu Claire.
- Nie no, uspokójcie się! – zagrzmiał Carter, siląc się na powagę. – Pan wybaczy, te wieśniaki, to znaczy moje rodzeństwo, nigdy nie umieją się zachować adekwatnie do sytuacji!
- Chyba ty, lamusie! – parsknęła natychmiast kociooka Claire.
- I tak w ogóle, to dzień dobry panu. – Blondwłosy Carter usiłował robić za miłego, podszedł i wyciągnął do Alcazara dłoń w geście powitania.
Alcazar obdarzył go takim spojrzeniem, że mimowolnie Larę przebiegły ciarki po plecach. Carter też najwyraźniej zrezygnował z cwaniakowania.
- Nie, to nie – mruknął obrażony, chowając dłoń do kieszeni swoich czarnych dżinsów i wracając do swojego rodzeństwa. - Co to za nawiedzony gościu? – zapytał szeptem. – Z cyrku nawiał, czy co?
- Jakiś kosmita. – Marc wzruszył ramionami. – Bierz Croftową za kudły i spadajmy stąd.
- Mi prędzej na egzorcystę wygląda… – Zastanawiała się na głos Claire, mając Alcazara na myśli. Następnie uśmiechnęła się szeroko i odrzuciła do tyłu kasztanowe loki. – Pan jesteś egzorcystą?! – zapytała głupio. – To nawet dobrze by się składało, bo wie pan, tutaj ostre narzędzie latają w powietrzu! Kilka duchów też widziałam, ładne nie były!
Białowłosy władca Upiornego Hotelu wbił w nią lodowate spojrzenie, od którego miękły kolana. Kociooka się jednak nie zraziła.
- Tak kuźwa, albo nie! Psia twoja mać już raz była! Nie łaska odpowiedzieć?! I co się na mnie gapisz, kuźwa?! – zaczęła się wściekać, aż rumieńce na jej policzkach nabrały krwistego koloru. - Kuźwa, jaki wkuźwiający gość! Pytam, na cholerę się gapisz na mnie?! Zaraz ci lutnę i się skończy twoja kariera, gnoju!
- Dobra już, Claire, przestań się nakręcać, furiatko jedna! – Carter złapał ją za ramiona i niedelikatnie odrzucił do tyłu. Później spojrzał na oburzonego Alcazara i uśmiechnął się przepraszająco. – Pan wybaczy tej kobiecie, mówiłem, że to wieśniara!
- Ja wieśniara?! Ja?! – Claire nie zamierzała kończyć awantury.
- Zamknij się, powiedziałem ci! – ryknął Carter.
- W dupie mam to, co do mnie mówisz!
- Zamknij mordę!
- Bo?!
- Zamknij się już w końcu! – Nie wytrzymał Marc i w przypływie złości rzucił się na siostrę. Zaczęli się szamotać na środku korytarza.
            Lara stała na uboczu, nic nie mówiąc, patrząc przestraszona na karygodne zachowanie dwójki rodzeństwa. Do jej mózgu coraz bardziej wkradała się przerażająca prawda: mafia CC nie znała Alcazara, zachowywali się, jakby widzieli go na oczy pierwszy raz… Zatem to nie Carter otworzył Studnie Dusz, jego tutaj w ogóle nie było!
Carter niespodziewanie znalazł się obok niej, Cornelia płakała po drugiej stronie korytarza, a Alcazar z morderczą miną obserwował ich wszystkich. W końcu minął tarzającą się na podłodze kobietę i mężczyznę i podszedł do Lary. Nic nie mówił, tylko wyciągnął w jej kierunku swą jasną dłoń. Popatrzyła na niego, a później zaprzeczyła ruchem głowy.
- Nie oddam ci tego klucza – powtórzyła. – Rob dał go mnie. Jest mój.
W następnej chwili upadła na podłogę, krzycząc i zwijając się z bólu.
- Co ty jej robisz, złamasie?! – wściekł się Carter. – Przestań! Przestań w tej chwili! – Usiłował pomóc kobiecie, klękając i próbując ją przytulać, ale to w rzeczy samej nie działało, więc rzucił się z pięściami do białowłosego władcy Upiornego Hotelu. – Powiedziałem ci, abyś przestał!!!
Alcazar roześmiał się dźwięcznie, a Lara przestała krzyczeć i się szamotać.
- Czy teraz oddasz mi klucz? – zwrócił się do niej słodko.
- Nie – jęknęła brunetka słabo.
- Zła odpowiedź. – Alcazar uniósł dłoń w górę, ale Carter był szybszy: trzasnął mu po łapie, aż głośno chlasnęło.
- Ani mi się waż! – ryknął, a następnie podbiegł do leżącej kobiety, podniósł ją w górę i mocno nią zatrząsnął. – Oddaj mu ten posrany klucz, Lara, i idziemy stąd! Słyszysz?! – Archeolożka uparcie kręciła głową, więc mężczyzna sam sięgnął do jej kieszeni, na siłę wyciągnął klucz i rzucił pod nogi Alcazarowi z tekstem: – Masz i spierniczaj! Ale już!
Władca pochylił się majestatycznie i demonstracyjnie podniósł klucz z podłogi.
- Nie tak prędko – odpowiedział, uśmiechając się mściwie. – Pani archeolog musi ponieść karę za próbę złodziejstwa oraz nieposłuszeństwo. Podobnie jak ta rozhisteryzowana dzikuska.
- Jak mnie nazwałeś?! – Claire w jednej chwili przestała się bić z bratem, tylko uniosła w górę łepetynę pełną kasztanowych loków. – Dzikuska?! Rozhisteryzowana?! Ja?! Pożałujesz! – W następnej chwili, Claire już biegła do bijatyki z Alcazarem.
Ten, zręcznie chwycił ją za nadgarstek, następnie w przeciągu światła rzucił się do Lary i również złapał ją za rękę.
- Wy dwie idziecie ze mną! – rozkazał, kierując się z nimi do wyjścia. – Posiedzicie sobie trochę w lochu! Co wy na to?
- Wara ode mnie, powiedziałam wara ode mnie! – wykrzykiwała Claire.
- O, nie! – Na przód wyskoczył wściekły Carter. – Nigdzie się nie ruszam bez tej kobiety! – Wskazał palcem na Larę.
- Świnia! – sapnęła w jego stronę Claire.
Marc też się zdenerwował:
- Odbiło ci?! – wrzasnął do brata. – Która z nich jest twoją siostrą, co?!
- Zamknijcie mordy! – wydzierał się Carter, mało nie wychodząc z siebie. Jego ciemne oczy ciskały błyskawice. - Oddaj mi Larę, facet, a już nas tu nie będzie! Słyszysz?! Wyniesiemy się stąd i nie będziemy zawracać ci głowy! Claire sobie zabierz, tego cwela Marca też możesz!
Alcazar długo się nad tym zastanawiał. Wyglądał na zirytowanego i zmęczonego jednocześnie. Omiótł ich wzrokiem, a później ciężko westchnął.
- Zatem idź – przyzwolił łaskawie, puszczając nadgarstek archeolożki. –  A tego faceta nie chcę, ta mała mi musi wystarczyć.
- Do czego niby?! – Chciała się dowiedzieć Catty, ale nie otrzymała odpowiedzi na to pytanie.
Lara zawahała się. Popatrzyła na uszczęśliwionego blondyna wyciągającego ku niej ręce, później na mężczyznę w ciemnej szacie i na końcu na roztrzepaną, rozzłoszczoną Claire. Cofnęła się i stanowczo ujęła za rękę Alcazara.
- Wolę zdychać w jednej celi z Claire! – oznajmiła.  
Kociooka parsknęła zwycięskim śmiechem, ale nikt oprócz niej się nie ubawił. Poirytowany, rozdrażniony Alcazar mocno zacisnął zimne palce na ręce Croft.
- Idziemy – syknął wściekły.
            W przeciwieństwie do wciąż szarpiącej się i bluzgającej Catty, Lara szła spokojnie, nie usiłując się wyrwać. Zbyt zmęczona była, a co najważniejsze, miała w głowie mózg i doskonale wiedziała, że nie miała szans z tym zadufanym w sobie facetem z piekła rodem. Wolała poczekać, aż zamknie je obie w celi i wtedy zaplanować ucieczkę.
- @#%&@##!!!* – Wyklinała siarczyście Claire, używając do tego najgorszych słówek i wyrażeń, jakie tylko przyszły jej do głowy. Uszy więdły od samego słuchania tych złorzeczeń. Lara znała łacinę podwórkową, czemu nie, ale słownik jakim operowała kociooka nawet ją wprawiał w zniesmaczenie, mimo iż nie należała przecież do delikatnych. Nic dziwnego, że Alcazar pospiesznie wrzucił je obie do jakiejś celi w podziemnym lochu i uciekł czym prędzej, by już nie słuchać tych ordynarnych tekstów wylatujących z ust bądź co bądź, ale ładnej i młodej dziewczyny. Catty przecież nie ukończyła nawet lat dwudziestu trzech.
- Ale mu nawciskałam! – parsknęła teraz dumna z siebie. Jej zielonkawe oczy płonęły złym blaskiem, a sterczące na wszystkie strony kasztanowe loki, przypominały Larze zwoje miedzianych drucików.
            Cela była niewielka, ciemna i nieciekawa. Było w niej małe, o dziwo nie zakratowane okienko i to od razu do niego skierowała się archeolożka. Wsadziła w nie głowę i ramiona…
- Przecież się nie wciśniesz! – Dobiegł ją wtedy pewny siebie głos kociookiej. – Masz za dużo w cyckach!
Lara wysunęła głowę z okienka i spojrzała na Claire.
- No ty natomiast nic tam nie masz! – odparowała bezlitośnie i ponowiła próbę wyjścia przez okienko. Niestety – bezskutecznie. Zgodnie z założeniami kasztanowłosej, Lara zaklinowała się w piersiach i dalej nie mogła się przecisnąć.
Kiedy indziej, czuła na punkcie swojego małego biustu Catty by wpadła w szał po słowach Croft, lecz teraz zarechotała głupawo i na siłę odciągnęła archeolożkę od okna.
- I żebyś wiedziała, że ja dzięki temu wylezę! – oznajmiła. I nim Lara zdążyła mrugnąć, szczuplutka, zwinna dziewczyna wsunęła się w niewielki otwór i bez problemu wycisnęła się na zewnątrz.
            Brązowowłosa stała przez chwilę z opuszczonymi wzdłuż ciała ramionami. Została sama! Tej głupiej cizi się udało wyleźć, a ona została! Gorączkowo zaczęła chodzić po celi i szukać rozwiązania z tej sytuacji. Nie minęła chwila, a usłyszała tupot drobnych stóp na korytarzu i w otworze od krat pojawiła się roztrzepana głowa Claire.
- Teraz ty musisz jakoś wyjść! – oznajmiła.
Lara była tak zaskoczona, że nic nie odpowiedziała. Nie spodziewała się, że ta rozhisteryzowana kocica po nią wróci. Chwaląc swoje szczęście, kobieta ufnie podbiegła do krat i patrzyła, jak dziewczyna szarpała się z kłódką.
- Kurde, włosy mi wchodzą do gęby! – Zasygnalizowała po chwili, trzepiąc kasztanowymi lokami i plując na boki, by pozbyć się własnych włosów z buzi. Cóż, w obliczu zaistniałej sytuacji, to był bardzo, bardzo duży kłopot, tragedia wręcz.
I wtedy Lara wpadła na pomysł. Automatycznie przyłożyła dłoń do swojej głowy i wyciągnęła z włosów wsuwkę.
- Masz! – Podała ją kociookiej.
- Dzięki! – Ucieszyła się Catty, wpinając wsuwkę w swoje loki.
- Nie!!! – wrzasnęła Croft wściekle, widząc durne poczynania dziewczyny. – Wsadź wsuwkę w miejsce klucza i przekręć!
- A co z tym, że mi włosy wpadają do gęby?! – Marudziła Claire, ale posłusznie wykonała rozkaz. Kraty skrzypnęły i otworzyły się. Archeolożka wyskoczyła stamtąd jak z procy, chwyciła drobną kocicę za rękę i ruszyła z nią biegiem korytarzami.
            Miały szczęście. Ominęły wszystkie pułapki i jakimś cudem dotarły do wyjścia. Na zewnątrz, znajdowali się niepocieszeni Carter, Marc i wciąż płacząca Cornelia. Chyba obmyślali plan wydostania z lochu obu kobiet. Miło, że mimo wszystko ich nie zostawili na pastwę losu. Claire wpadła w objęcia braci, a Croft ustawiła się z boku, oddychając ciężko po długotrwałym biegu. I wtedy coś zauważyła. Chciała cichutko się ewakuować, sama, ale niestety Marc podążył spojrzeniem za jej oczami i również to zauważył.
- Szybko, teleporter się zamyka!!! – ryknął na całe gardło. – Chodu!!!
I rozpoczął się prawdziwy wyścig: wszyscy, na łeb, na szyję, zaczęli biec w kierunku teleportera, który powoli zanikał na drzewie. To pewnie Alcazar dowiedział się o ucieczce więźniów i postanowił zablokować im drogę. Szybka i wysportowana Lara niespodziewanie znalazła się na końcu tego wyścigu. Nie miała szans z mężczyznami, którzy wysocy i długonodzy znajdowali się na czele, trzecia leciała za nimi szczuplutka Claire, a biegnąc, prawie nie dotykała drobnymi stopami podłoża, natomiast Cornelia w sekundzie zrzuciła z nóg szpilki i biegła na bosaka niczym torpeda, nie dając się prześcignąć i powiewając na wietrze długimi, złotymi włosami. Cóż, najwyraźniej strach dodawał jej prędkości.
            Pierwszy, zgodnie z tą kolejnością do teleportera dobiegł Carter. Zamiast od razu do niego wskakiwać, zatrzymał się przed nim i usunął w bok.
- Puść dziewczyny przodem! – krzyknął po dżentelmeńsku do swojego brata, odciągając go za sobą na bok.
Cornelia i Claire omal się nie zabiły, wpadając na siebie i usiłując czym prędzej przedostać na drugą stronę. Niestety, Carter szybko zmienił zdanie. Widząc, że właśnie dobiegła do nich Lara, blondwłosy z całej siły odepchnął dwie kobiety od teleportera i w przeciągu światła rzucił się na Croft. Nim zdążyła zareagować, pociągnął ją do siebie i na siłę wepchnął w teleporter. Po sekundzie wskoczył za nią.
            Obydwoje upadli w lesie na ściółkę, kalecząc sobie skórę o ostre jeżyny. Aby tego było mało, Lara uderzyła plecami o jakiś duży kamień. Przez jej ciało przeszła niewypowiedziana fala bólu. Znała ten rodzaj cierpienia. Ten charakterystyczny ból nieco poniżej klatki piersiowej oznaczał nic innego, jak złamane żebro. A może nawet dwa. Jak przez mgłę pamiętała pochylającego się nad nią Cartera, wystraszonego jej stanem, coś do niej mówiącego.
            Przez chwilę obydwoje patrzyli na teleporter, ale nikt już z niego nie wyskoczył. Pewnie już całkowicie zniknął, a Cornelia, Catty i Marc zostali uwięzieni po drugiej stronie. Nim Lara pod wpływem bólu straciła przytomność, uświadomiła sobie, że oto znajdowała się ranna w ciemnym, mglistym, niebezpiecznym lesie pełnym latających duchów sam na sam z Carterem Millerem.


* Gwiazdka dedykowana Malinie. ;) Z uwagi na to, że ostatnio skarżyła się na zbyt dużą ilość przekleństw w rozdziałach, dzisiaj oszczędziłam jej czytania niecenzuralnych tekstów wyrzucanych przez Claire. Wiązankę ładnych, siarczystych przekleństw i wyzwisk każdy może sobie indywidualnie ułożyć, wedle uznania. ;) 

14 komentarzy:

  1. No, Pati, teraz już wiem czego mi od tak dawna brakowało.
    Chcecie czegoś lekkiego, przyjemnego, wciągającego jak cholera? Wbijajcie na blog Pati!
    Wiesz jak bardzo cenię ciebie i twoje opowiadania, a mimo tego bez słodzenia muszę tysięczny raz napisać, że rozdział zwala z nóg.
    Perfekcyjnie połączyłaś momenty dynamiczne (latające siekiery i ucieczka) ze śmiechawskimi momentami (wyznanie Larze miłości przez Cartera, czy chociażby bitka w obecności Alcazara). Myślę, że sama doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że takie połączenia akcji i humoru to największa zaleta twojego stylu pisania i skrzętnie to wykorzystujesz. A jeśli tak nie jest to podświadomość ci musi to dyktować. Albo wszystko naraz plus niekwestionowany talent : )!

    Jak zawsze trudno jest mi się oderwać od tego, co wyszło spod twojej ręki. Miałaś mnie już od pierwszego zdania. Zanim się zorientowałam, w akompaniamencie bolącego ze śmiechu brzucha i łez rozbawienia w oczach, już byłam po lekturze.
    I jak zwykle chcę więcej!
    Sytuacja ułożyła się ciekawie, bo początkowo myślałam, że to Carter i Lara zostaną po ,,drugiej stronie", a tu proszę, pewnie od początku planował, że wszystkich zostawi na pastwę losu, tylko uratuje swoją nową miłość. Swoją drogą, jeżeli na prawdę jest zakochany w Larze, to muszę powiedzieć że byłby to diabelnie dobry wątek i z niecierpliwością oczekuję na jego rozwinięcie. Pisz szybciutko nowy rozdział i gratulacje za wspaniałą, bezbłędną czternastkę! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Patuś. :* Cieszę się, że mimo długiej przerwy nie wypadłam z rytmu pisania i dalej jest i akcja i humor. :) Co będzie dalej z Carterem i Larą - przyznam, że sama jeszcze nie wiem, ale na pewno coś wymyślę. :)

      Usuń
    2. Gdyby to ode mnie zależało to by było gorąco... Ale na szczęście nie zależy :D.

      Usuń
    3. To może napiszemy kiedyś coś razem i wspólnie będziemy decydować o losach bohaterów. :) Dziewczyny od nas niekiedy pisały wspólnie, ale dwóch Patrycji jeszcze nie było! :)

      Usuń
    4. To by był duet nie do zdarcia, ale coś mi sie wydaje że ja mam za głupie pomysły :D

      Usuń
    5. A kto powiedział, że mają być mądre? :)

      Usuń
    6. No to w takim razie daj mi napisać jeden rozdział na swój blog, z genialnego zakątka wyjdzie burdel :D.

      Usuń
    7. Te swoje opowiadanie to może jakimś cudem dokończę, ale mówiłam o jakimś innym, całkiem nowym. :)

      Usuń
  2. nareszcie! rozdział jak zwykle genialny!
    szczerze mówiąc Carter mnie troszkę zaskoczył swoim (jeśli można to tak nazwać) 'wyznaniem' :O!
    Claire.. ta scena gdy Lara podała jej wsuwkę mnie po prostu rozwaliła. Słowo daję, padłam ze śmiechu :D
    czekam na następny rozdział! / Ola.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. :* A Carter zawsze zaskakuje, on to ma we krwi hehe. :)

      Usuń
  3. O kurde...normalnie się zdziwiłam! Udało Ci się trafić w moje gusta! Horror! Nie lubię go mieszać z komedią towarzyszącą głupim tekstom mafii, ale spoko ;) Żyć, a nie umierać.
    W ogóle, świetnie, że ten rozdział jest dłuższy od ostatniego. W końcu miałam co robić, a nie bezczynnie siedzieć na internecie.

    Dzisiaj wyjątkowo pozwolę sobie zacytować kilka fragmentów tekstu, które najbardziej mnie...zdziwiły? Zaciekawiły?
    "Skaleczenia od fruwających przedmiotów i tak nie dało rady uniknąć: w pewnej chwili, jeden z noży boleśnie rozdarł jej skórę na ramieniu. " - Nie przypominam sobie, abyś urządzała taką rzeźnię kiedykolwiek wcześniej? Tasaki, siekiery, a nawet kosy? Tyle noży poharatało Larę,a ta skubana jeszcze miała siłę dalej biec :) Też tak chcę!
    "Trumna stała najwyraźniej na jakimś wysokim podeście." - To mi się aż za bardzo skojarzyło z Draculą ;)Świetnie pasuje do opuszczonego hotelu. Nie wiem, skąd tam trumna, no ale cóż... A jeszcze powiem, że za nic nie chciałabym spotkać tak inteligentnej windy, jaką spotkała Lara. Nigdy!

    Ale wiesz, zauważyłam, że troszkę pisałaś tak, jak w poprzednich częściach. Strasznie dużo "!!!". Może dlatego ten rozdział był taki zwariowany? Czyżby "powrót do korzeni"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Iza. :* I tak, staram się chociaż troszkę powracać do korzeni, do zwariowanych sytuacji i mnóstwo emocjonalnych momentów, których pełno było w poprzednich częściach. :) Stąd równie emocjonalne "!!!". :) Ale i tak przyznaję sama przed sobą, że "Studnie dusz" to już nie to samo niestety i pisze mi się już dużo ciężej i gorzej, brakuje tej lekkości z poprzednich opowiadań. :( Cóż, chyba się starzeję i pora na emeryturę. :)

      Co do cytowanych kawałków, to:
      Rzeźnie były, a może nawet mocniejsze. :) W pierwszej części może mniej, ale w drugiej Lara obrywała często. :) A kosy, tasaki i siekiery były już w "Studniach" wspominane, gdy do "Upiornego Hotelu" szedł Rob. :)
      Trumnę wymyśliłam w ostatniej chwili. :) Tak jakoś wpadła mi do głowy. :) "Draculi" nie widziałam nigdy, nie wiedziałam więc, że tam też są takie bajery. :)

      Dziękuję za komentarz, cieszę się, że się podobało. :) Mam nadzieję, że u Ciebie także niedługo będzie coś nowego. :)

      Usuń
  4. To ja może tak cichutko, powolutku tutaj napiszę, żeby nikt nie zauważył, jakie ogromne opóźnienie złapałam.

    Ale! Zdążyłam przed następnym rozdziałem! Niestety... Pati, ja rozumiem, że dużo czasu nie masz, ale znalazłabyś chociaż odrobinkę na swojego bloga i wiernych fanów. Prosimy... Bo to czekanie jest jeszcze większą torturą niż latające noże, tasaki, siekiery, kosy i co tam jeszcze latało.

    A rozdział jak zwykle. Nic dodać nic ująć. I wielgaśny + za ocenzurowanie przekleństw. Te znaczki w wypowiedzi Claire wyglądały bardzo przekonująco. Poza tym nie mam pojęcia skąd ty wzięłaś tego Alcazara, bo nigdy, ale to nigdy władca życia i śmierci nie zachowywałby się jak on. I dobrze! :D Bo ta wersja Geralta (taki podobny...) dużo bardziej się podoba. I to chyba wszystkim. Jego opanowanie przy bójce Catty i Marca. Normalny upiorny władca już dawno by ich zabił. Albo to ciągnięcie Claire i Lary za rękę. Skoro zniknął jej broń, to nie mógł ich zaciągnąć siłami ciemności? No i jak zwykle zniesmaczenie przy "odprowadzaniu" Catty do celi.

    Ale i tak już na zawsze zapamiętam Cartera. No błagam! xD Od ostatniego rozdziału niesamowicie się zmienił. Poza tym wyczucie ma genialne. Kobieta przed nim stoi ledwo żywa, rozwalona noga, głowa i ramię, a ten prawie się jej oświadcza. Gdyby nie przeogromna sympatia do bezmózgiej Claire, Carter niewątpliwie zostałby moją ulubioną postacią.

    I właściwie tyle, bo reszta została już opisana w poprzednich komentarzach. Więc jeszcze raz chciałabym przeprosić za zwłokę i poinformować, że Judith, z którą męczę się już od kilku miesięcy, po prostu nie da się pokolorować. Cały czas widać szary kolor. I może jest to zaniedbane dziecko, ale bez przesady.

    Pozdrawiam!
    Uci

    OdpowiedzUsuń
  5. I chciałam jeszcze dodać, że nowy wygląd bloga jest przecudny! :D

    OdpowiedzUsuń