Miejsce
było ciche, odludne, zarośnięte. Wokoło wszechogarniająca ciemność. W oddali
stał stary, tajemniczy, zrujnowany hotel, trochę przypominający budową zamek.
Tam
właśnie zmierzali. Powoli zaczęli zbliżać się do groźnego, przyprawiającego o
ciarki miejsca. Cicho weszli do ogrodu, który tak samo jak stary hotel,
sprawiał wrażenie pogrążonego we śnie.
Minęli
kamienną fontannę. Obejrzeli się szybko, bo wydawało im się, iż z jej głębi
ktoś ich zawołał. To była jednak tylko bezlitosna zabawa mieszkańców starego
hotelu z ich umysłami. Bo we wnętrzu fontanny, w zielonkawej wodzie, nie było
żadnej żywej duszy.
- Nie
mam pojęcia, po co mnie tu ciągniesz – szepnął z wyrzutem jeden z mężczyzn,
wyższy i starszy od swojego przyjaciela. Niegdyś ciemne włosy, przyprószone
zostały delikatną siwizną. Mimo złych warunków, ubrany był elegancko w jasną
marynarkę, koszulę i czarne spodnie.
-
Przecież mi pomagasz – warknął w odpowiedzi towarzysz, jedną ręką odgarniając
od siebie złośliwą gałąź drzewa, która zahaczyła o jego ubranie. W
przeciwieństwie do swojego kolegi, ten wyglądał na pewnego swoich czynów. Z
zaciętym wyrazem twarzy posuwał się do przodu. – Chciałeś mnie zostawić samego?
Od samego początku działamy razem – przypomniał. - Zapomniało ci się czy po
prostu tchórzysz?
- I
jedno i drugie – odrzekł nerwowo brunet z pasemkami siwizny. – Pomagałem ci,
jeśli chodziło o teorię. W praktyce mogłeś poradzić sobie sam.
Nastąpiła
chwila głębokiej ciszy, a później mężczyzna kontynuował:
- Postępujemy
nie fair w stosunku do Lary i Maykela, dobrze wiesz. Zwłaszcza w stosunku do
Maykela.
- Lara
powinna się cieszyć, że sam doszedłem tak daleko. Gdybym chciał, mógłbym zmusić
ją do zebrania informacji, a nawet do bycia tutaj ze mną.
- Och,
aleś ty groźny i władczy – zakpił brunet,
prychając. - Cudowny popis agresywnego kumpla, nie ma co. Chociaż, pewnie Lara
by się ucieszyła, mogąc wreszcie ujrzeć twoje prawdziwe oblicze.
- Co się
tyczy Maykela… - Mówiący zdawał się nie słyszeć wcześniejszej, złośliwej
wypowiedzi kolegi. – Co się tyczy Maykela, to tak się miło składa, że odwalam
też robotę dla niego. Skoro sam nie zatroszczył się o to przez dwa lata, muszę
go wyręczyć i szczerze mówiąc, gówno obchodzi mnie jego stosunek do tej sprawy.
Kiedyś obydwoje będą mi dziękować na kolanach.
Brunet
nagle zatrzymał się, zmuszając do tego samego swojego towarzysza. Przeszył go ostrym
spojrzeniem swoich zielonych oczu.
- Jesteś
gotowy na konsekwencję swojego czynu? – warknął, groźnie marszcząc brwi. - A
co, kiedy ona powstanie odmieniona? Kiedy będzie stanowiła zagrożenie dla
życia? Co zrobisz, kiedy trzeba będzie ponownie ją zabić?
-
Przestań panikować! – wkurzył się mężczyzna. Złowrogo zacisnął palce w pięści.
– Jestem gotowy zaryzykować, słyszysz?! Kocham ją, była dla mnie wszystkim i
teraz, kiedy mam okazję spotkać się z nią ponownie, na pewno tego nie
zaprzepaszczę!
- Ja też
czułem do niej wiele, na pewno nie to, co ty, ale i tak wiele. Była moją
przyjaciółką. Dlatego nie chcę jej skrzywdzić. Nie chcę skrzywdzić też
pozostałych kumpli. Dlatego teraz radź sobie sam.
Młodszy
mężczyzna parsknął niedowierzającym śmiechem.
-
Zamierzasz się wycofać? Teraz? Kiedy doszliśmy tak daleko? Teraz, gdy jesteśmy
tak blisko poznania prawy i odmienienia życia na ziemi?
Brunet w
eleganckiej marynarce dumnie się wyprostował.
- Dwa
lata temu Lara z Maykelem też kombinowali, jak odmienić swoje życie na lepsze.
Tak kombinowali z różnymi klątwami, duchami i mitami, aż wykombinowali. –
Przysunął swoją twarz bliżej kolegi, z uporem patrząc tamtemu w oczy. –
Konsekwencją tych niewinnych gierek z magią była śmierć Amelki i Lilly. Nie
mówiąc o osobach pobocznych, takich jak dalsi krewni. Chcesz rozpocząć
kontynuację tej pozornie niewinnej zabawy?
Zawiał
silny wiatr, nad głowami rozmawiających przeleciało też kilka nietoperzy.
- Idź do
diabła – wysyczał tylko w odpowiedzi, odwrócił się na pięcie i zaczął podążać w
kierunku hotelu.
-
Zapomniałeś, że to ty właśnie do niego zmierzasz!
Nawet
nie oglądnął się za siebie. Wiedział już, że przyjaciel zrezygnował z
działania. Ubolewał nad tym, ufał mu, a on tak po prostu bezczelnie stchórzył,
jeszcze prawiąc mu jakieś morały. Niech spada, tam banany czekają na palmie aż
ktoś je wyprostuje. On świetnie poradzi sobie bez niego.
Głosy wciąż
nawołujące go powtarzały się coraz częściej, aż przestał zwracać na nie uwagę.
Człowiek może przyzwyczaić się do wszystkiego – powtarzał sobie z uporem. Nawet
do wołających głosów, których przecież nie było.
Natura
otaczająca hotel, nie pozwoliła mu tak łatwo dojść do celu: coraz częściej
upadał, potykając się o wystające korzenie, coraz więcej ponurych sów i
nietoperzy przelatywało nad jego głową. Przeraźliwe krzyki wypełniające ciszę
także stały się na porządku dziennym. Wiedział, że każdy jeden na jego miejscu
dawno już spieprzałby, gdzie raki zimują. Nie on.
Struchlał,
gdy uniósł głowę, by spojrzeć na księżyc. Wydawało mu się, że w jego okrągłym
wnętrzu dostrzegł jakąś czarną plamę, która stawała się coraz większa.
Wpatrywał się w nią uparcie, dopóki czarną plamą nie okazała się być jakaś
postać owinięta ciemną peleryną. Bezszelestnie wylądowała gdzieś w ciemnościach
ogrodu.
Usiłował
dodać sobie otuchy;
-
Batman? – zagadnął głośno, starając się uśmiechnąć, bo tak naprawdę upiorna
postać zlatująca z nieba nie wydawała mu się tak zabawna. Nikt jednak nie
odpowiedział, dlatego przyspieszył kroku. We wnętrzu skrzypiącego hotelu pewnie
przywitają go z otwartymi ramionami, jak każdego, kto pojawiał się tam z jakimś
niecnym planem.
Mylił
się. Kiedy tylko stanął naprzeciwko
drzwi wejściowych, nad stary budynek napłynęły czarne, groźne chmury i
rozpętała się burza. Mężczyzna szybko wślizgnął się do środka, aby nie trafiła
go jedna z błyskawic.
Najpierw
ujrzał lecącą w jego stronę siekierę, chyba w ramach serdecznego powitania. Schylił
się raptownie, unikając ciosu. Jednak, gdy ktoś cisnął w niego kosą, zerwał się
z miejsca i zaczął biec korytarzami. Wiedział, że nielicznym udało się dojść do
króla. Jednak jemu musiało się to udać. Nie po to zgłębił tyle wiedzy, aby
teraz wszystko poszło na marne.
Kosy i
siekiery uzupełniły się jeszcze o noże, więc naprawdę musiał na siebie uważać.
Widział też ludzi: niektórzy coś mu wygrażali, niektórzy przenikali przez
ściany albo wyskakiwali przez okna.
Nieufny,
dał się jednak nabrać na windę. Zmęczony uciekaniem przed duchami i ich ostrymi
narzędziami, wszedł do windy, która - jak podejrzewał – nie działała, lecz ku
jego zdziwieniu, ta natychmiast sama wybrała numer piętra i zaczęła go tam
wieźć. Zaskoczyło go trochę, dlaczego wybrało się akurat najwyższe z nich,
jednak później zrozumiał dlaczego. Gdy tylko dojechał na sam szczyt, winda z
hukiem opadła w dół.
Krzycząc,
obijając się o ściany, wylądował na samym dole, posiniaczony i zakrwawiony.
Jednak żył. Rozległ się szyderczy śmiech znikąd i drzwi automatycznie się
otworzyły. Wybiegł z upiornej windy czym prędzej.
Tutaj
czekała na niego jakaś kobieta. Leżała na podłodze, najwyraźniej ranna i
wzywała pomocy. Nie zdążył nawet do niej podejść, bo właśnie trafiła ją
siekiera.
Przerażony,
zauważył, że znalazł się przy wejściu, na samym dole budynku. Na myśl o
ponownym starciu z kosami, siekierami, o ponownym bieganiu po ciemnych
korytarzach, zwątpił, czy słusznie zrobił, idąc tutaj. Jednak nie w jego naturze
było poddanie się. Dzielnie wkroczył w samo serce miejsca, gdzie królowały
potępione dusze.
Tym
razem, pułapek było więcej: od zapadni w podłodze, po schody prowadzące do
nikąd. Drzwi, okna, szafy otwierały się same, czasami coś łapało go w
ciemnościach. Kiedy spadł mu na głowę kryształowy żyrandol, wiedział, że ma
dosyć. Usiadł, cały zakrwawiony i zaczął wzywać pomoc. Ofiarne okazały się
tylko noże i siekiery, wciąż niemiłosiernie w niego celując. Jeden z noży
trafił go w ramię, boleśnie przechodząc przez skórę na wylot.
I wtedy
ujrzał drzwi. Wrota w barwie złota, nie mogące być niczym innym: były jego
celem. Z szybkością światła wstał i rzucił się w ich wnętrze.
Komnata
była oświetlona tylko przez grube świece, przypominające gromnice ustawione
przy zmarłym. Cóż, klimatu rodem z „Kucyków z Krainy Tęczy” się nie spodziewał.
Wytarł zakrwawione dłonie o zniszczone ubranie. Na środku podłogi leżała
księga, a za nią stał czarny tron. Jeszcze przed chwilą pusty – teraz siedziała
na nim ciemna postać.
Nie wiedział
jak się zachować, jednak siedzący na tronie przyszedł mu z pomocą.
- Udało
ci się przedostać do mnie – odezwał się pierwszy. Ku zaskoczeniu mężczyzny,
miał spokojny, opanowany głos, zupełnie niepasujący do tego miejsca. –
Gratuluję. Nielicznym się to udaje. Tym, którzy zginą tutaj za sprawą moich
sług, nigdy nie pozwalam opuścić mego domu. Teraz rozumiesz ich złowrogie
nastawienie w stosunku do gości.
- Tak,
rozumiem – zgodził się, z przerażeniem patrząc, jak król powstał ze swojego
tronu. Pstryknął palcami i w komnacie zrobiło się jaśniej. A potem zdjął ciemne nakrycie na
głowie. Okazał się być przystojnym, młodym mężczyzną, o wręcz miłej, łagodnej
twarzy.
- To
moim sługom płacę za odstraszający wygląd – rzekł żartobliwie, widząc, jak
bardzo gość był zaskoczony jego naturalnym wyglądem. Ponieważ tamten nie
odezwał się, zbyt widocznie oniemiały, król ponownie rozpoczął rozmowę,
siadając na tron: - To bardzo stary hotel – powiedział. – Wątpię, byś przyszedł
tu wynająć dla siebie pokój.
Perspektywa
spędzenia nocy pośród latających noży, duchów i złośliwych wind rozbawiła przybysza.
Uśmiechnął się lekko, bojąc się urazić władcę.
- Nie - odpowiedział,
postępując krok do przodu. – Potrzebuję twojej pomocy, aby zrealizować swój
plan.
-
Dlaczego uważasz, że ci pomogę?
-
Ponieważ ten plan jest równie okrutny i przerażający jak ty sam. I jest w
stanie zaspokoić pragnienie mojej duszy. A kiedy ten plan powiedzie się, inni
ludzie też na tym zyskają.
Król
uśmiechnął się.
- Już zyskali
– wyznał. – Nie jesteś pierwszym, któremu ten pomysł przyszedł do głowy. Co tak
patrzysz? Słyszę twoje myśli bardzo wyraźnie, wiem, po co przyszedłeś. Nasza
współpraca być może okaże się owocna. Jeśli chcesz podjąć ją ze mną, jedynym
warunkiem będzie wpisanie się do księgi gości. Zbliż się do niej i złóż podpis,
jeśli twój zamysł ciągle jest aktualny. – To mówiąc, delikatnym ruchem swojej
jasnej dłoni wskazał na księgę leżącą u jego stóp.
Mężczyzna
zawahał się. Teraz albo nigdy. Zdał sobie sprawę, że w jednej chwili może zyskać
bardzo wiele albo stracić wszystko. Zagryzł wargi w zakłopotaniu. Król
uśmiechnął się pokrzepiająco i poinformował:
- Jeżeli
nie złożysz tu podpisu, będziesz musiał zostać tu na wieki i stać się moim
sługą. To kara dla wszystkich tych, którzy odważyli się zakłócać mój spokój
bezcelowo.
Po takim
przemówieniu, człowiek natychmiast zbliżył się do księgi leżącej u stóp króla,
a ta automatycznie się otworzyła i przewróciła parę kartek, zatrzymując na
odpowiedniej stronie. Uniósł leżący
nieopodal ołówek i już miał zamiar zapisać swoje imię, gdy spostrzegł coś, co
omal nie zwaliło go z nóg. Dłuższą chwilę z przerażeniem wpatrywał się w napisy
widniejące nad pustym miejscem przeznaczonym dla niego.
- Co
znowu? – zaniepokoił się władca, niecierpliwie podpierając dłonią swoją jasną
głowę.
- Ci…
oni… ci ludzie… - jąkał się mężczyzna, drżącą ręką wskazując na podpisy. – Czy
ta księga zawiera zapisy wszystkich osób, którzy tu byli? – upewnił się,
mrugając z przerażeniem.
- Tak,
dokładnie. A tych, których nazwiska tak teraz
podglądasz, to akurat bardzo uprzejmi ludzie i tylko tyle mogę ci o nich
wyznać. Większe zaufanie okażę ci, jeśli twoja współpraca ze mną okaże się
sumienna.
- W
porządku – odrzekł słabo mężczyzna. Dłoń, kiedy przykładał ją do pożółkłych
kartek, trzęsła mu się jak osika na wietrze, zdołał jednak złożyć swój podpis.
Pot naszedł mu na czoło, gdy przyglądał się tak znanym sobie nazwiskom powyżej
własnego autografu.
-
Wyśmienicie! – Władca pstryknął palcami i księga zamknęła się, omal nie
przytrzaskując człowiekowi palców. – Teraz możesz wyjść. Przeanalizuję sobie
twój pomysł i odezwę się. Skorzystaj z windy, z mojego polecenia nie będzie już
dziś usiłowała cię zabić.
Mężczyzna
starał się pozbierać myśli.
- Dziś?
Kiedy przyjdę tu następnym razem, dalej duchy będą usiłowały mnie zabić? I w
jaki sposób odezwiesz się do mnie? Nie
zostawiłem żadnych namiarów.
Władca
roześmiał się i wstał.
- Nie
doceniasz moich możliwości, śmiertelniku – wyjaśnił. – Wpisując się do księgi,
zostawiłeś nie tylko namiary na siebie ale cząstkę własnego umysłu. Od tej pory
mogę wzywać cię do siebie kiedykolwiek zechcę. A co do moich sług… cóż,
ryzykowałeś przychodząc tu do mnie, ryzykuj więc dalej. Nie zabronię im ataku na gości, skoro sami
pchają się w ich łapy.
Przybysz
miał już serdecznie dosyć tej makabrycznej wizyty. Nim zdążył cokolwiek jeszcze
odpowiedzieć, wszystkie świece w komnacie zgasły, a władca zniknął. Po ścianach
rozeszło się tylko jego „żegnaj”.
Człowiek
rozglądnął się na boki, a potem szybko dopadł księgi leżącej na podłodze.
Chciał zobaczyć to raz jeszcze na własne oczy. Jednak, księga była zamknięta i
nic nie wskazywało na to, by można było jakoś ją otworzyć. Mężczyzna zaklął pod
nosem. Chyba już teraz oddałby wszystko, by cofnąć swoje nazwisko z listy
gości.
Krew
ścięła mu się w żyłach, gdy przed oczami wyobraźni raz jeszcze ujrzał podpisy,
zawarte na tej samej stronie, co jego własny:
Amelia Croft
Marc Miller
Claire Miller
Carter
Miller
Amelia
Rouglas
Co to u
diabła miało znaczyć? Skąd ich podpisy w
tej księdze? Co oni wszyscy robili w Upiornym Hotelu? I…
Kiedy
złożyli swoje podpisy, skoro większość z nich już dawno nie żyła?
CDN
No no, widzę, że pchał się prosto do śmierci ;) Rozdział świetny, jak zawsze, ale kiedy w końcu powiesz KTO TO JEST? Jeden z nich to Kurtis, tego jestem pewna. Skoro tych dwóch przy wejściu rozmawiało o niej: "zmusiłbym ją do bycia tutaj ze mną" "Lara by się ucieszyła, mogąc wreszcie ujrzeć twoje prawdziwe oblicze". A może nie.... W każdym razie przewiduję, że przyszli do Śmierci, żeby wskrzesić jakąś kobietę/dziewczynę. Myślę, że Claire. Chociaż ani Marc ani Carter to być nie mógł, ich podpisy już tam były. Za dużo kombinuję ;) Dodaj szybko trzeci rozdział, żebym nie umarła z ciekawości.
OdpowiedzUsuńNo wreszcie! Cały tydzień czekałam na kolejny rozdział. Wchodziłam po pięć razy dziennie na tego bloga w oczekiwaniu że pojawi się 2 wpis. I mój komentarz znów będzie składał się z samych pozytywów! :)
OdpowiedzUsuńOtóż już na samym początku trafiłaś w ME GUSTA. Jak? Samym tytułem! On sam mi powiedział że trzeba to przeczytać. "Upiorny Hotel" - uwielbiam upiorne rzeczy. To przez muzykę Slayera :3
Kochana, jak ty pięknie sklicasz zdania! Jak czytam to normalnie czuję jakbym tam była, no! Masz bogate słownictwo, podoba mi się! Czytanie twoich opowiadań to dla mnie sama przyjemność :) A do tego równoważysz ilość między dialogami i opisówkami. Dlatego się nie nudzę. Zresztą nudzenie się przy twoich opowiadaniach to grzech! :D Nie wiem czemu ale zaczęłam się śmiać przy tym tekście "tam banany czekają na palmie aż ktoś je wyprostuje" - skojarzyło mi się z sytuacją chmm YOU KNOW WHAT I MEAN :D boziu! i te kosy, siekiery. pamiętam jak czytałam ten fragment na gg. sikałam :>
Trololololo! Siniaki, krew, upiorne windy, czarne postacie Super, ależ mam podnietę! XD
No i król - okazał się przystojnym mężczyzną, uuu! I następne zagadki! Kim są Ci dwaj panowie? Chmm.. przyjdzie z czasem :)
Rozdział znów mi się podobał, zaintrygowałaś mnie tymi podpisami na końcu. Chcę śledzić dalej to opowiadanie. I taki mam zamiar. Jeśli jeszcze raz mi napiszesz że jakiś twój rozdział jest nudny i do dupy to osobiście Cię odwiedzę i dam w łeb :D Także tego, twórz dalej takie dzieła kochana! Pozdrawiam Petittka16
PS. Pozdrów czystego Dragona :3
jeeestem!
OdpowiedzUsuńtylko tego brakowało tu, na UKSW - żeby ktoś czytał takie opowiadania...byłam w bibliotece, nie było książki o sztuce wczesnochrześcijańskiej, zamiast milion niepotrzebnych pozycji powinni zaopatrzyć naszą bibliotekę to opowiadanie ^^
a namarudź mi jeszcze raz, że nic się nie dzieje! no faktycznie tu się nic a nic nie działo, nic a nic - może dla Ciebie latające sztylety i wredne windy to chleb powszedni, wiedz jednak, że w moich okolicach to dość rzadkie zjawisko :P
co do rozdziału - bardzo mi się podoba, i jestem cholernie ciekawa, co to za pomysł ma ten gość, by się pchać do takiego hotelu... jak i w poprzednim rozdziale podoba mi się tu ten klimat - wszystko jest bardzo dobrze opisane i idealnie nadaje się na jakiś scenariusz filmowy... pozdrowienia z UKSW :D
No narszeszcie. Chyba nie muszę wiele pisać, bo w zupełności zgadzam się z przedmówcami. Co do słowa. Aha, a ten król... jeżeli naprawdę jest przystojny, to ja już go zaklepuję. ;3 Łapy mi od niego precz. :D Patiiiiii, zrób jeszcze, żeby był czarujący. :P To wtedy na amen się w nim zakocham, jak to ja mam w zwyczaju. I żeby miał rozbrajające teksty.
OdpowiedzUsuńTak, tak, ja też sie zastanawiam o co idzie z tymi podpisami. Myślę, że każdy kto się wpisze, umiera, ale w zamian za coś, dostaje coś innego. Hmmm, mam rację? ;> Ale kurcze, kiedy Amelka miała się tam wpisać?! Przecież to dzieciuch był, jak miałaby tam do tego króla przyjść?
Czekaj, a czy to nie jest jakiś król śmierci, czy coś?! Nie no, umrę przez Ciebie, ja chcę wiedzieć, co się dalej dzieje! :)
http://przeszlosc-jest-obok-ciebie.blog.onet.pl/ U mnie parę nowych rozdziałów. Mam nadzieję, że się spodobają!
OdpowiedzUsuńViva
Droga Pati-Ann! Przepraszam, że nie napisałam Ci miłego komentarza, ale mam teraz zakończenie roku szkolnego, próby do przedstawień, egzaminy. Jak to szósta klasa! Dziękuję za wszystkie rady. Co to tych rozdziałów, to po prostu je już napisałam parę dni temu, a dzisiaj skorzystałam i je dodałam. Postaram się iść zgodnie z twoimi wskazówkami. A co do Deva i Catheriny, to masz rację. Coś między nimi zaiskrzyło! A w następnych rozdziałach będzie jeszcze lepiej i gorącej :D. Z niecierpliwością czekam na Twoje kolejne rozdziały. I bardzo się ucieszę, jeśli napiszesz mi o nowych notkach. Pozdrawiam, Viva
OdpowiedzUsuńDobra, przeczytane to teraz czas na komentarz. To był Kurt niewątpliwie. Poznałam go po gadaniu i stylu odważniaka i cwaniaka :D Ogólnie mnie tu było ciut za mało danych, żeby wszystko w 100% zrozumieć, ale myślę, że mając przed sobą jeszcze kilka rozdziałów, wszystko wyjdzie w praniu :)
OdpowiedzUsuńMagiczny klimat w tym hotelu, powiem Ci. Umiesz pisać. I na pewno robisz to lepiej niż w pierwszej części :D Różnica niebo-ziemia ^^ rozwijasz się, nie powiem... nie tylko poprawnościowo, ale i fabularnie! Gdzie ja bym wymyśliła pomysł na wskrzeszanie zmarłych (a w sumie przydałoby się, jakby Lara miała taki bajer, może w końcu Kurt przestałby u mnie notorycznie ginąć xD) albo straszny hotel... aż mnie ciarki przechodzą na samą myśl. Lecę czytać dalej, bo mnie ciekawość rozsadza!
Jest 4 rano. A ten rozdział rozbudził mnie do życia! Ta akcja- mroczny hotel, ,,tor przeszkód". Wstrząsnęło mną tępo akcji. Jedno wydarzenie z mocą jeszcze dobrze się nie skończyło, a tu kolejne :)! Niesamowite tępo. Zawarłaś tak wiele akcji w jednym rozdziale.
OdpowiedzUsuńI ten król, i ta studnia, księga... wszystko jest takie owiane tajemnicą. Na prawdę zaczynam się bać. Gdyby nie było tak późno, to bym jeszcze dalej doczytała i bym się pewnie więcej dowiedziała, a tak nie będę mogła spać, bo mnie tak porwała akcja :(. Jutro muszę przeczytać resztę, bo ciekawość mnie zżera <3!
Jejku, to jest świetne! Takie pełne akcji i w ogóle!
OdpowiedzUsuńTa akcja z siekierami...jeden z moich sennych koszmarów. Niemalże wszystkie wydarzenia identyczne, jak w tym rozdziale XD Ale kosy? Uaa, spotkanie z nimi musiałoby boleć. Pierwszy raz widzę(czytam), żeby duchy były na tyle wredne, aby zabijać tasakami :)
Nawiasem mówiąc - ładny nagłówek :) To twoja lalka? Zabójczo podobna do Lary :)