- Muszę jeszcze wstąpić na chwilę do swojego
domu, jedźcie do biura, dogonię was – powiedział Rouglas do swojej ekipy. Było
wcześnie rano, zdziwił się, gdy ujrzał na schodach w pełni ubraną i gotową
Larę. – A ty co?
- Cześć – powiedziała do wszystkich, schodząc na
dół. – Umówiłam się z Cornelią, że się spotkamy. A zresztą i tak trzeba
powiedzieć jej o tych nocnych zamieszkach.
- To powiedz jej wszystko – zgodził się
mężczyzna, pospiesznie wyciągając kluczyki od samochodu. – Pilot do auta mi się
zepsuł, nie mam czasu czekać na jego naprawę – wyjaśnił. - Chyba jeszcze mam u siebie w
domu zapasowy.
- No, tylko się pospiesz i szybko do nas dołącz –
powiedział Sven. – Dzisiaj będzie dużo zleceń, już to czuję.
- No, to jadę, pozdrów ode mnie Cornelię. –
Czarnowłosy pocałował Larę w policzek i pospiesznie wybiegł z domu.
- Czy zje pani śniadanie? – zapytał staruszek
Winston, pojawiając się w progu.
- Nie, zjem coś z Cornelią. Ale wrócę na obiad i
chłopaki z FBI pewnie też. To do
zobaczenia później.
Kobieta raźnie wyszła na zewnątrz. Energicznie
wrzuciła na tylne siedzenie auta swój nieodłączny plecaczek. Jakaś czarna plama
mignęła jej przed oczami, daleko w sadzie.
- Mortimer! – zawołała głośno, nakładając na oczy
ciemne okulary. Dzień zapowiadał się pięknie, słońce już teraz raziło w oczy.
Lara z przyjemnością patrzyła, jak smoliście czarny owczarek pędził w jej
stronę z językiem na brodzie. Otworzyła tylne drzwi samochodu, ale pies
zręcznie obszedł auto dookoła i usiadł przed przednimi drzwiami. – Jak sobie
życzysz! – Croft roześmiała się i otworzyła zwierzęciu przednie drzwi. Mortimer
zwinnie usadowił się na miejscu obok kierowcy.
Cornelia wraz z Kurtisem wykupili sobie
niewielki, stary dwór i od niedawna go remontowali. Co prawda, taki typ domu
nie pasował Larze do takiego człowieka jakim był Trent, ale widać Cornelia
uparła się przy swoim zdaniu i musiał jej ulec. Blondyna zawsze była wielkopańska
– uśmiechnęła się do siebie Lara, pamiętając, jak zawsze Corny zazdrościła jej
rezydencji.
Dworek znajdował się na prawdziwym zadupiu
otoczonym lasami, w dodatku prowadziła do niego ścieżka z wybojami. Archeolożka
niemało powyklinała ten okropny dojazd nim dotarła na miejsce.
Nie zdążyła nawet zgasić silnika, gdy Mortimer
poderwał się jak oparzony i wyskoczył przez otwarte okno samochodu. Następnie z
głośnym ujadaniem pobiegł w stronę budynku i zniknął w jego środku.
Wtedy, brunetka z przerażeniem uzmysłowiła sobie,
w jaki sposób jej pies wszedł do mieszkania – już z daleka widziała rozwalone
drzwi, częściowo leżące na schodkach przed gankiem. Tknięta złym przeczuciem,
czym prędzej wyciągnęła z plecaczka pistolet i pobiegła w ślad, gdzie przed
sekundą widziała znikającą, czarną kitę owczarka.
Wygląd pomieszczenia sprawił, że pot naszedł jej
na czoło. Wszędzie leżały porozbijane wazony, szkatułki i obrazy, gdzieniegdzie
leżała ziemia, rozsypana z doniczek poprzewracanych kwiatów.
- Cornelia! – wykrzyknęła głośno kobieta, wolno
posuwając się do przodu. – Cornelia! Kurtis!
Nikt jej nie odpowiadał. Z ulgą stwierdziła, że
jak pobojowisko wyglądał tylko korytarz, dalsza część domu prezentowała się
doskonale. Lara weszła do kuchni, wciąż trzymając broń w pogotowiu. Jej uwagę
skupiła karteczka, przylepiona magnesem na lodówce. Uśmiechnęła się.
Zapominalska Corny powiesiła na lodówce listę z zakupami czy może to list
miłosny kochającego Kurtisa do swojej dziewczyny? Cóż, okazało się to drugie, z
tym, że liścik na pewno nie był wyznaniem miłosnym.
Archeolożka, odrzucając do tyłu długi kucyk,
ciekawsko pochyliła się i zatopiła w treść lektury.
Cornelio!
Jesteś cudowną dziewczyną i naprawdę bardzo Cię polubiłem, jednak to za mało, by wytrzymać ze sobą więcej niż dwa lata, które tak naprawdę uważałem tylko za próbę związania się z Tobą na stałe. Niestety, próba
wypadła niepomyślnie, teraz już wiem, że nie jesteś stworzona dla mnie. Mam nadzieję, że szybko ułożysz sobie życie beze mnie.
Dom jest Twój, zrób z nim co zechcesz, ja
postanowiłem wrócić do siebie.
Pozdrawiam,
Kurtis
Dłuższą chwilę, Lara stała oniemiała, odczytując
parokrotnie treść wiadomości. Wiedziała, od samego początku, jak bardzo
Cornelia różniła się z Kurtisem, lecz kiedy przetrwali ze sobą rok, uwierzyła,
że ich uczucia do siebie naprawdę było szczere. A tu teraz taka klapa… Nie
winiła Trenta za to, że nie był w stanie pokochać złotowłosej agentki FBI, ale
złość rosła w niej za to, że tak długo ją zwodził i odszedł od niej w taki
podły, bezuczuciowy sposób. Przed oczami już widziała zapłakaną, nieszczęśliwą
buzię przyjaciółki. Cornelia życie by za niego oddała, o czym Lara bardzo
dobrze wiedziała. Zakochana w nim po uszy, bardzo długo walczyła o niego,
początkowo odtrącona, później przyjęta. I co? Tak po prostu odszedł,
najwyraźniej nie dając jej szansy na godne pożegnanie.
Mimowolnie Croft przypomniała sobie siebie przed
laty. Często robiła takie same bezlitosne zwody. Ze wstydem przyznała, że dawno
temu, gdy jeszcze byli parą z Kurtisem, w dokładnie taki sam sposób się z nim
rozstała i nie dała znaku życia przez trzy lata. A później, w taki sam sposób
odeszła od Maykela, co prawda tylko na parę miesięcy, ale zawsze. Też przez nią
nie jeden facet cierpiał… ale teraz to co innego. Postanowiła, że przy najbliższej okazji powie
Kurtisowi, co sądzi o takim traktowaniu byłych dziewczyn.
- Corny! – zawołała ciepło, zdrabniając imię przyjaciółki
ze świadomością, że to właśnie ona jako pierwsza użyła go w stosunku do
Cornelii przed paroma laty. – Corny, no wyjdź już, ucieczka faceta to jeszcze
nie taka tragedia, gorsze się zdarzają… No, nie załamuj się! Miałyśmy razem coś
zjeść, pogadać! Cornelia!
Żadnej reakcji. Lara stanęła w miejscu,
nasłuchując. Na dole nikt nie dawał znaku życia, za to na górze coś wyraźnie
hałasowało. Kobieta schowała broń i truchtem wróciła do rozwalonego korytarza.
Czyżby przyjaciółka biła się tu z Trentem? Czy on uderzyłby kobietę? Croft nie
wiedziała, czy byłby zdolny do bicia własnej dziewczyny, jej osobiście
przenigdy nie uderzył. Hałas na górze powtórzył się, więc tam skierowała swoje
kroki. Przemierzyła schody, skacząc po kilka na raz.
- Cornelia?! – zadyszana wpadła do pokoju. Jednak
złotowłosej agentki tutaj nie było. Na środku leżał przewrócony stolik, a
powodem hałasów był Mortimer, który z głośnym skamleniem drapał pazurami
podłogę obok mebli. Owczarek był
szkolony na tropiciela, dlatego jego zachowanie napełniło strachem archeolożkę.
– Coś tu jest, piesku? – zagadnęła, podchodząc do psa. Uparcie skamlał i drapał
panele pod meblami. – Coś czujesz w ziemi? Coś jest w podłodze? – zgadywała.
Reakcja policyjnego owczarka nie mogła być
zgubna, kobieta po raz kolejny odrzucając długi kucyk do tyłu, wzięła się za
odsuwanie mebli. Mortimer wyraźnie się niepokoił, głośno skamlał i przyciskał
swój czarny nos do podłogi.
– Zaraz
zobaczymy, co znalazłeś – mówiła do niego, w przerwie między odsuwaniem mebli.
Cornelia była fanką antyków, meble były więc niesamowicie ciężkie.
Minęło ładnych parę chwil nim wykonała robotę.
Dysząc ciężko, przetarła dłonią spocone czoło. Jej kremowa bluzeczka z krótkim
rękawem i dżinsowe spodenki całe były zakurzone. Mimo tego, brunetka raźnie
przyskoczyła do miejsca, w którym oszalały pies drapał i skamlał w niebogłosy. Zauważyła,
że kilka paneli było naderwanych. Ostrożnie usunęła jeden z nich, potem drugi,
aż w podłodze ukazała się pokaźnych rozmiarów wnęka.
Mortimer coś do siebie powarkując szybko wsadził
głowę w otwór, to samo zrobiła też Lara od drugiej strony. Jej oczom ukazał się
najpierw biały, puszysty dywan, obecnie mocno przykryty kurzem. Pochyliła się i
wyciągnęła go na górę. Teraz, ukazał się jej sporych rozmiarów rulon,
rozpoznała, że był to jakiś koc. Spod niego natomiast wystawały czyjeś stopy…
Archeolożka z przerażeniem powiązała nieobecność
Cornelii ze stopami wystającymi spod koca we wnęce podłogi.
- O, Boże! – krzyknęła, podrywając się jak
oparzona. Pędem opuściła pokój, zostawiając tam owczarka, który całym swoim ciałem
władował się do otworu w panelach i zębami zaczął ciągnąć koc. Z szybkością światła zbiegła po schodach,
minęła ganek obrośnięty pnącymi różami i powojnikami i dopadła się do
samochodu. Trzęsącymi rękami wyciągnęła telefon z plecaczka.
CDN
Przeczytane!
OdpowiedzUsuńNie, to nie jest Cornelia. Na pewno nie. :D
Jedna uwaga, trzy razy napisałaś "skamleć", zdziwiłam się, bo zawszę myślałam, że jest "skomleć". No ale cóż. :D Poza tym bosko i jak zwykle czekam na kolejny rozdział, bo kurcze, za Chiny ludowe nie mam pojęcia, co się będzie dalej działo... Ukatrupię, uduszę... Cię. Ale wtedy nie poznam dalszej historii... O_O
Malinko, chyba można i "skamleć" i "skomleć" bo obydwa wyrazy są zapisane w słowniku ortograficznym, właśnie sprawdziłam. A który jest poprawniejszy tego już nie wiem. ;)
OdpowiedzUsuńHeh, aleś Ty groźna się zrobiła łu hu hu! xD Już się boję. xD I tak w ogóle dziękuję za komentarz. ;*
Co się stało z Larą? Pobiegła zadzwonić zanim dowiedziała się, kto jest pod kocem? Oj, niedobrze z nią. ;) Kurtisowi się nie dziwię, że zerwał z Cornelią. Skoro dom mu nie pasował. Ale dlaczego w taki sposób i co on ma wspólnego z tą sprawą? I dlaczego Amelię, bo zgaduję, że to ona, schowali akurat w domu Corny? A ja myślałam, że po pierwszych 3 rozdziałach nie będzie już nic tajemniczego.
OdpowiedzUsuńWiesz już, że następnego rozdziału nie dam rady szybko przeczytać, ale myślę, że później uda mi się wszystko nadrobić, jak z poprzednim opowiadaniem. :)
I jeszcze jedno. Dziwne, że dopiero teraz to sobie uświadomiłam, ale cóż. ;) Genialnie dobrałaś tło, a ta atmosfera.... Brrr... Chyba się normalnie zaczynam Ciebie bać! ;D
Co do "skamleć" i "skomleć" to w słowniku jest napisane, że to synonimy, nie bardzo mi się chce w to wierzyć, chyba napiszę do Miodka w tej sprawie.
OdpowiedzUsuńTak tak tak! Kurtis odszedł w końcu od Cornelii! Czekałam na to jak tylko napisałaś, że ona jest taka wielkopańska xD mówię sobie "Weeeź, Trent, w co ty się wpakowałeś. Teraz do końca życia będziesz ulegał babie...". A z drugiej strony to to męska, szowinistyczna świnia jest, nie potrafił powiedzieć jej tego wprost, tylko napisał liścik, no co za tchórz! Gdyby siedział przy niej na dupsku, pewnie nikomu nic by się nie stało wystającym stópkom i właścicielce. No ale skończyłaś w takim miejscu rozdział, że stópki na pewno nie należą do Corny, to jest pewniak xD Nie damy się nabrać, nie jesteśmy głupie ^^ Szkoda tylko, że ktoś znowu oberwał... Smutno mi, w domu Croft przez tyle lat nie może zapanować spokój, zawsze coś! :D Z drugiej strony jakbyśmy czytali o Larze jak o matce, żonie i kurze domowej, to by to nie było takie wciągające :D a wciągnęłam sie masakrycznie, więc pisz pisz ^^ pisz dalej :D
Buziaki!
Noo, Pati, zaraz będę Cię męczyć o następne rozdziały w formie doc na gg :D Nadrobiłam wreszcie! Już jakiś czas temu. I powiem Ci, że oczywiście słusznie się martwiłam - znowu klimat jest tak wciągajacy, tak TRAoDowy, Kurtis taki kurtisowy, Lara - dobra dzięki znajmości Rouglasa, Rouglas Douglasowy :D Kurczę, oczywiście chodziłam struta cały dzień i nie byłam w stanie myśleć o niczym innym niż o TRAoD, po raz setny analizować i dopowiadać. Ach, to opowiadanie jest cudowne! Postacie są bardzo wyraźne, z
OdpowiedzUsuńfabułą jeszcze się rozkręcasz, ale już czuć, że będzie trochę mrocznie - i super! Tak trzymaj! Co jeszcze się podobało? Rozczula mnie piesek. Widać, że kochasz zwierzęta i tę miłość żywią też Twoi bohaterowie.
I jeszcze co do Kurta - no dla mnie facet przekreślony, tchórz i idiota! Ale to chociaż dowodzi, że nic niewart i Cornelia aż tak nie ucierpiała. Ale i tak uwielbiam tego sukinsyna <3
Jeszcze ktoś tam Ci napisał o "skomleć" i "skamleć" (wiesz, że uwielbiam takie kwestia, ach!) Sprawdziłam w słowniku, dość starym bo z 1985. Jest tam jedna i druga forma - wiec obie są poprawne i nie ma potrzeby zastanawiać się, która jest tą poprawniejszą, chociaż może "skomleć" jest bardziej popularne.
Z trudem powstrzymuję się od przeczytania ciągu dalszego, ale wiesz - zdrówko, lepiej mieć na papierze. Choć aż szkoda korzystać tylko z papierowej wersji, bo śliczny wystrój bloga. Pozdrowienia ślę i weny życzę!