Przepraszam wszystkich za długą nieobecność
i witam ponownie wraz z rozdziałem dziewiątym, dedykowanym dla Pati. Przy okazji, zapraszam wszystkich
do odwiedzenia zakładki „Bohaterowie”, gdzie dodana została podobizna Cornelii,
wykonana właśnie przez Pati. Raz jeszcze bardzo serdecznie dziękuję!;* W ramach rekompensaty za tak długą zwłokę w
publikowaniu, dodany rozdział do krótkich nie należy. ;) Mam nadzieję, że
będzie się podobał, pozdrawiam wszystkich serdecznie!
Pati-Ann
Jeszcze tego samego wieczoru Cornelia wróciła do Croft Manor.
- Nie mogłam już
tam dłużej wytrzymać – mówiła, krzywiąc się z bólu, jakiego dostarczała jej
rana postrzałowa. – Ci lekarze to jakieś dupki, a pielęgniarki – to dopiero
nieroby! Żadna się mną nie zajmowała, jak trzeba. Jeszcze wmawiały mi, że ja
udaję, że wcale mnie tak mocno nie boli, podczas kiedy ja… – Głos Cornelii nabrał drastycznych tonów. –
Podczas kiedy ja umierałam z boleści! Bezczelne prostaki!
Rob spojrzał na nią spod byka, Sven wymownie napił się kawy,
pozostawiając zajście bez komentarza.
- A nie przyszło
ci czasami do głowy, że masz zbyt duże wymagania co do swojej osoby, księżniczko? - Will nie mógł się opanować.
Cornelia wbiła w
niego rozzłoszczone spojrzenie.
- Masz coś do
mnie? – Chciała się dowiedzieć.
Dalszej rozmowy Maykel już nie usłyszał, bo podniósł się z fotela, na
którym siedział i podążył sprawdzić, co działo się z Larą w sąsiednim pokoju.
Siedziała na łóżku, oparta plecami o ścianę. Blada, z zaciśniętymi wargami, usiłowała chyba coś
czytać, bo w rękach trzymała książkę. Raczej nie wychodziło, bo z ulgą odłożyła
ją na bok, kiedy mężczyzna wszedł i usiadł obok niej na łóżku.
- Twoje teorie
legły w gruzach. – Powitała go.
- Dlaczego? –
spytał, nie rozumiejąc, o jakie konkretnie teorie chodziło Larze.
Roześmiała się złośliwie
i kpiąco.
- Dlaczego,
dlaczego, wprost uwielbiam to słowo, dlaczego! Gówno, a nie dlaczego! –
parsknęła. – Wmawiałeś mi cały czas żałosny tekst, że liścik z pogróżkami od
CMC jest zwyczajnie podrobiony! Mówiłeś, że Marc i Claire nie żyją! Cały czas
musiałam słuchać tych bzdur!
Maykel zmrużył
swoje niebieskie oczy.
- O co ci teraz
chodzi? – zapytał ponownie z nutką zniecierpliwienia w głosie. – Bo chyba tych
pretensji nie rozumiem. Dobrze wiesz, że oni naprawdę nie żyją.
- Tak?! – Lara
wyprostowała się gwałtownie, na jej policzki wstąpił krwawy rumieniec. – Tak?! To co,
grafolog się pomylił twoim zdaniem?! Nie bądź żałosny, Rouglas! Ośmieszasz się
w tej chwili! Grafolog jednoznacznie wskazał, że obie próbki pisma są takie
same i napisała je jedna, ta sama osoba! Rozumiesz?! Więc jak miała to zrobić
Claire, która rzekomo nie żyje od dwóch lat, co?! Może mi powiesz?!
- Nie wiem –
odrzekł Maykel, zgodnie z prawdą. – Ale przestań krzyczeć i się uspokój. Całe
Surrey cię słyszy.
To jeszcze
bardziej rozsierdziło kobietę, która zerwała się z łóżka jak oparzona.
- Ty mnie
będziesz uspokajał?! – wrzasnęła na całe gardło. – Jak ja mam się uspokoić,
skoro ciągle mnie wkurwiasz?! Sam widzisz, co jest na rzeczy! Mafia CC żyje,
rozumiesz to czy nie?!
- Nie! – odkrzyknął
mężczyzna, również wstając. – Nie! I sama też tego nie rozumiesz! Bo powiedz
mi, jak?!
- Skąd mam
wiedzieć jak?! Srak! – Kobieta nerwowo założyła długie włosy do tyłu. Gumka
podtrzymująca kucyk rozluźniła się, kilka brązowych kosmyków opadło na jej
ramiona. Maykel mimo woli pomyślał, jak bardzo stojąca przed nim rozwścieczona
Lara była piękna w swej złości. Szkoda, że nie była tego świadoma. – Żyją i
już! – kontynuowała. – Zabili moją mamę, nie podaruję im tego!
- Rozmawiajcie
ciszej, bo nie słychać telewizora! – Dał się słyszeć głos Svena, dochodzący zza
drzwi.
Lara odwróciła
się z rozmachem:
- Kurwa, zgaś to
pudło i mnie nie wkurzaj, mam dość płacenia za was rachunków za prąd!
Sven więcej się
nie odezwał, a Maykel pokręcił głową w zniecierpliwieniu.
- Idź się już
lepiej kąpać – wycedził oschle. – O zemście pomyślimy po pogrzebie twojej mamy.
A co do mafii CC, to sama się przekonasz. Oni nie mogli powstać z martwych ot
tak. Jakby się tak dało, to już dawno byłaby tu z nami Amelka.
Larze opadły
ręce. Przez chwilę tylko patrzyła na czarnowłosego mężczyznę.
- To idę się kąpać
– westchnęła zrezygnowana. Tekst o Amelce rzeczywiście dawał sporo do myślenia.
Rouglas położył się na łóżku i przymknął powieki. Nie było najmniejszych
szans, że uśnie, ale chciał chociaż spróbować. U Cornelii świeciło się jeszcze
światło, widział je przez szparę w drzwiach, ale nie miał ochoty z nią
rozmawiać. U Svena już dawno przestał grać telewizor, Rob i Will też już pewnie
spali w swoich pokojach, Zip gdzieś na dole, Winston szlag wie, gdzie. Czasami
staruszek dostawał tak zwanego „jobla” i potrafił nocą gotować obiad na drugi
dzień albo sprzątać w pokojach.
A Maykel długo kręcił się z boku na bok, wreszcie wtulił twarz w poduszkę, wdychając z
niej delikatny zapach perfum Lary. Zaczął powoli zasypiać, gdy nagle rozległ
się dzwonek u drzwi, przeszywając całą rezydencję przenikliwym gwizdem.
- Co za chuj?!!
– Rozbudzony mężczyzna z nerwami usiadł na łóżku. Croft pluskała się w
łazience, na użalającą się nad sobą Cornelię nie mógł liczyć, a pozostali już
spali. Przeczesując palcami włosy, zszedł na dół, wyklinając w myślach osobę
stojącą za drzwiami i przelotnie
zerkając na zegarek, który wskazywał drugą w nocy.
- O! – Aż go
zamurowało na widok gościa. Po chwili uśmiechnął się lekko. – A więc jednak!
Już proszę Cornelię, jeszcze nie śpi.
- Nie ma takiej
potrzeby, doprawdy, nie fatyguj się, kolego – odpowiedział Kurtis, stojąc w
progu i uśmiechając się złośliwie. Luzacko oparł rękę na framudze od drzwi. –
Nie przyszedłem do niej, tylko do Lary.
Wyraz
uprzejmości na twarzy Maykela zniknął równie szybko jak się pojawił.
- Ach, do Lary
powiadasz? – Zacmokał ironicznie. – A wiesz co, nie dalej niż 5 minut temu
wydawało mi się jeszcze, że Lara to moja dziewczyna, a nawet narzeczona, wiesz?
I w związku z tym, że to moja dziewczyna, a nie twoja, jestem zmuszony do zamknięcia
ci tychże drzwi przed nosem.
- Coś takiego,
to ty teraz robisz za kamerdynera w tej rezydencji? – Kurtis celowo
wytrzeszczył oczy, udając niebywałe zdziwienie. - Wow, gratuluję awansu, nie
wiedziałem! Ale tak między nami, to biedny Winston zasłużył sobie na
wypoczynek.
Maykela
zatrzęsło ze złości, ale nie dał po sobie tego poznać.
- I pomyśleć, że
masz jeszcze czelność tutaj przychodzić – zaskoczył się, wkładając ręce do
kieszeni. – Ale tak, Lara wspominała, że trudniej o bardziej bezczelnego faceta
od ciebie.
- Mi natomiast
mówiła – Kurtis podparł się wygodniej na framudze. – Mi natomiast mówiła, że trudniej o bardziej
wścibskiego i wpychającego nos w nieswoje sprawy faceta od ciebie.
Rouglas dał za
wygraną. Był bardzo zmęczony, jutro miał się odbyć pogrzeb Amelii Croft, nie
miał siły ani ochoty na dłuższe przekomarzanie się z Kurtisem. W milczeniu
podążył do wspólnego pokoju jego i pani archeolog, a Trent poszedł za nim.
W łazience
ciągle szumiała woda i paliło się światło. Rouglas głośno zapukał do drzwi:
- Laro!
Przyszedł Kurtis! – oznajmił.
Woda przestała
szumieć.
- To poproś
Cornelię! – odwrzasnęła kobieta.
Maykel roześmiał
się ironicznie.
- Chciałbym, ale
on nie przyszedł do niej, tylko do ciebie!
Chwilka ciszy.
Następnie drzwi otworzyły się i wyszła Croft, w samym tylko ręczniku, z
mokrymi, rozpuszczonymi włosami. Rouglas wyłapał zafascynowany wzrok Kurtisa,
dlatego syknął do kobiety z przyganą:
- Mogłabyś się
chociaż ubrać!
Ale Lara
podeszła do Trenta swobodnie, zaprosiła go, by usiadł. Maykel nie zamierzał
uczestniczyć w ich rozmowie, ale nie uważał za bezpieczne zostawić Larę w samym
ręczniku z Kurtisem sam na sam. Na pomoc przyszedł mu w rzeczy samej Trent:
- Zostań –
syknął, widząc, że mężczyzna kieruje się ku drzwiom. – Ta sprawa ciebie też
dotyczy. Niestety.
I Rouglas
został, podczas gdy Kurtis zaczął opowiadać.
- Nie
fatygowałbym się raczej do was o tej porze, więc sami widzicie, że sprawa jest poważna – zaczął. Lara w milczeniu
pokiwała głową. – Krótka piłka: przed niespełna godziną, widziałem na
mieście faceta kropka w kropkę podobnego do Marca Millera*. Obawiam się, że to niestety
on we własnej osobie, bo nikt inny nie mógłby wyglądać identycznie. I to na tyle
z tego tematu.
Nastąpiła
grobowa, przerażająca cisza. Lara odwróciła po chwili twarz do swojego narzeczonego.
- Co ty na to? –
warknęła. – Dalej będziesz mówił, że wszyscy z mafii już nie żyją, skoro Marc
chodzi sobie bezkarnie po ulicach?
Maykel nie dał
za wygraną.
- Może ci się
przewidziało? Ludzie są podobni… - Nie wierzył sam sobie. Kurtis musiał zapamiętać
bardzo dobrze Marca Millera podczas całej akcji z bombami, na której znalazł
się przez przypadek.
- Dobrze wiesz,
że jego bym rozpoznał wszędzie – odparł Trent potwierdzając to założenie, a
Rouglas musiał mu uwierzyć.
- Gdzie go
widziałeś? – zapytała Lara konkretnie.
- W barze,
zwyczajny, mały bar, nic specjalnego, nie pamiętam nawet nazwy. Zresztą, to bez
znaczenia. Sądziłem, że on nie żyje… Przecież sam mówiłeś, że twoja ekipa go
zastrzeliła, Maykel – zwrócił się z wyrzutem do agenta FBI.
- Bo tak było. –
Mężczyzna wstał od nadmiaru wrażeń.
- Nie widziałeś
tego na własne oczy – zaprzeczyła Lara, potrząsając głową. – Sam opowiadałeś,
że byłeś zajęty wtedy ratowaniem mnie, a ktoś z kipy to zrobił.
- Pięknie, nawet
nie wiadomo kto to konkretnie! – Kurtis wygodniej rozsiadł się w fotelu. – Taka
właśnie z was ekipa FBI od siedmiu boleści. Człowiek żyje sobie od kilku lat ze
świadomością, że największy mafiarz w historii kraju został zgładzony, a tu
proszę, jednak nie! I tak dbacie o bezpieczeństwo narodu?
Maykel zaśmiał
się ironicznie, by pokryć zmieszanie. Sprawa wymknęła się spod kontroli, nie
wiedział już, co o tym wszystkim myśleć. Ale nie zamierzał pozwolić Kurtisowi
obrażać siebie i ekipy w obecności Lary.
- Już ty się tak
o swoją dupę nie bój – odparł. – Nawet gdyby Marc żył, to za ciebie by się nie
wziął na pewno. Tak mu jesteś potrzebny jak wół do karety. Twój nędzny żywot
lata mu koło dupy za przeproszeniem.
- Fakt faktem,
że mieliście go zabić, a on wciąż żyje – kontynuował bezlitośnie Trent,
następnie zwrócił się do kobiety: – Tak, tak, Laro, nie wiem czy jesteś
bezpieczna będąc z takim lekkomyślnym facetem, jak ten twój cały super agencik.
- Licz się ze
słowami – syknął Rouglas, zaciskając pięści.
- Dosyć tego! –
Uspokoiła ich Croft. – Czy Marc był sam w tym barze?
- Nie-e, znaczy
się, ta-ak. – Mężczyzna zawahał się. Uznał jednak, że wspominanie o tej ładnej
zielonookiej dziewczynie byłoby bezcelowe. Po co miał ją narażać? Maykelek
pewnie rozpocznie dochodzenie, a nuż się nią niepotrzebnie zainteresuje. Lepiej
świadomość o jej istnieniu zatrzymać dla siebie. – Był sam – potwierdził
stanowczo.
- To mamy bardzo
poważny problem – podsumowała Lara, opadając na poduszkę. – Ale zabiję ich
wszystkich, całą trójkę, bez najmniejszych skrupułów. A im szybciej, tym
lepiej.
- Czy to czasami
nie twoi kuzyni? – odważył się jeszcze zapytać Rouglas.
Lara potrząsnęła
swoją brązową głową.
- Nie. Jak już,
to bardzo, bardzo dalecy. Nie przyznają się do mnie ani ja do nich. Nie
jesteśmy kuzynami i chcę byście obydwoje to pamiętali.
- A co mi do
tego, w dupie mam czy to kuzyni czy inna cholera. – Trent wzruszył ramionami i
groźnie popatrzył na Maykela. – Mają być zabici i tego tylko oczekuję.
***
Może to i było egoistyczne, ale Lara nie zaprosiła na pogrzeb swojej
matki nikogo z rodziny. Po pierwsze, cała jej rodzina była pewna, że Amelia
Croft zginęła w katastrofie samolotu, podczas kiedy Lara miała lat dziewięć.
Fakt, że pani Croft przeżyła tę katastrofę, straciła pamięć i ponad 20 lat
mieszkała w Katmandu**, przetrzymywana przez mafiarzy i w końcu przez nich
zabita – nie nadawał się do
rozpowszechniania. Zresztą, Croft chciała oszczędzić bólu swojej rodzinie, mimo
że ich nie lubiła, a oni nie lubili jej.
Dlatego przy grobie stała tylko Lara, wtajemniczeni we wszystko Maykel,
Sven, Will, Rob oraz niewtajemniczona do końca Cornelia. Niewtajemniczony
całkowicie Kurtis pozostał w rezydencji.
Kiedy w życiu Lary wraz z klątwą Xiana zachodziły poważne zmiany,
Cornelia chorowała w szpitalu i niewiele widziała. Gdy razem z Maykelem
stracili córkę właśnie przez działanie klątwy, kobieta także była nieobecna.
Nie było sensu mówić jej prawdy – nieświadoma niczego, nie zrozumiałaby.
Oficjalna wersja głosiła, że czteroletnia Amelka Rouglas od niemowlęcia
chorowała na serce i pewnego dnia jej serduszko po prostu przestało bić i w to
święcie wierzyła Cornelia. Podobnie jak Kurtis. Obydwoje nie mieli zielonego
pojęcia, co naprawdę zdarzyło się dziewczynce. Jednak kłamstwo z matką Lary by
nie przeszło, musieli powiedzieć co najmniej Cornelii prawdę. Nie uważali
jednak za stosowne mówić o tym Trentowi. Dlatego przy grobie stała i Cornelia, częściowo
tylko wtajemniczona, a Kurtis myślał, że Amelia Croft nie żyje od ponad 20 lat.
Po cichym nabożeństwie żałobnym, wszyscy stali jeszcze chwilę,
rozmawiając między sobą i snując plany na przyszłość. Nagle, z głośno grającą
muzyką, wjechał na cmentarz jakiś terenowy samochód. Lara wraz z przyjaciółmi z
przerażeniem patrzyli, jak auto rozjeżdża pomniki i kieruje się w ich kierunku.
- Ocipieli?!! –
wydarł się Will, zatykając uszy. Grająca na cały regulator durnowata muzyczka
disco polo zagłuszała wszystko.
Auto, porozjeżdżawszy kilka pomników, zatrzymało się przy nich z piskiem
opon. Muzyka ucichła i teraz dało się słyszeć z wnętrza auta głośne śmichy i
chichy. Nim wszyscy zdążyli zareagować, drzwi od kierowcy otworzyły się z
łomotem i z samochodu wyszedł…
No, właśnie, różnie to wyglądało, w
zależności od osób. – PRZYPIS AUTORKI. ;)
Cornelii mocniej zabiło serduszko w piersi. Z samochodu wysiadł
najpiękniejszy mężczyzna, jakiego miała okazję widzieć dotychczas swoimi
błękitnymi oczkami. Na ciemno ubrany, wysoki, szczupły, postawny. Z pięknie
przyciętymi do ramion włosami w barwie jasnego złota, z zawadiackim uśmiechem
na przystojnej, męskiej twarzy. Cornelia zdała sobie sprawę z faktu, że już
tego mężczyznę widziała. To on, nikt inny, ją postrzelił. Ale… gdzie ona miała wtedy
oczy? Przecież poszłaby za nim na koniec świata! „Widocznie ciemno było w
pokoju i nie widziałam go dokładnie” – pomyślała i zarumieniła się z zachwytu.
Pozostałym odjęło mowę, gdy ujrzeli
mężczyznę wysiadającego z auta. Lara pobladła. Tak bardzo nie chciała widzieć
tej twarzy już nigdy w życiu. Ale od paru dni wiedziała, że konieczne jest
stawienie mu czoła. To on zastrzelił jej matkę, to przez niego była dziś na
pogrzebie. Jeszcze wczoraj mówiła, że chce jak najszybciej go dorwać i zabić. A
teraz? Kobietę zatrzęsło ze złości. Inaczej miało wyglądać ich spotkanie! Croft
miała do niego wpaść z zaskoku, narobić dymu, obić mu mordę, zabić i patrzeć
jak zdycha. Tymczasem on zaskoczył ją przyjeżdżając na cmentarz, gdzie
teoretycznie nie powinno dojść do mordobicia, przyjechał i zamiast ujrzeć Larę
groźną i żądną zemsty, ujrzał ją w czarnym żakieciku i spódniczce przed kolano!
Nie mówiąc już o butkach na lekkim podwyższeniu i włosach splecionych w debilny,
dobierany warkocz na boku, który odejmował jej powagi. Mimo to, kobieta groźnie
zmarszczyła czoło i zacisnęła pięści, gotowa na atak. Pozostali też byli w
szoku.
- I cóż? –
zagadnął głupio Carter we własnej osobie, ciesząc się z reakcji jaką sprawił
swoim przybyciem. – Mowę wam odjęło, nie?
- Ależ skąd –
odrzekł spokojnie Will, który pierwszy otrząsnął się z szoku.
- Podoba ci się
moja farba, Rouglas? – Mężczyzna ni z tego ni z owego zaczepił Maykela, przejeżdżając
dłonią po swoich nienaturalnie blond włosach.
- Mi się podoba
– wyszeptała Cornelia, wciąż rumiana z zachwytu. Dyskretnie wyciągnęła lusterko
i przejrzała się w nim.
– Przecież
widzę, że pękasz z zazdrości! Ha, ha, ha! – kontynuował Carter, nie słysząc
wypowiedzi Cornelii i zaniósł się głupawym kwikiem, ubawiony swoim żartem.
Larze puściły
nerwy. Rzuciła się do przodu, zapominając o swoim krępującym stroju i warkoczu
z boku głowy.
- Ty przeklęty
bydlaku! – wrzasnęła, czerwieniejąc z wściekłości. – Przyszedłeś tu, sukinsynu,
aby jeszcze bardziej zbezcześcić pamięć mojej matki?! To ci się nie uda! Zabiję
cię, rozumiesz?!! Za chwilę cię zabiję!!!
- Dobrze, że
dopiero za chwilę, bo mam wam coś do powiedzenia – zadowcipkował bezczelnie Carter,
nie zrażony jej pogróżkami. – Bardzo ładna fryzura – dodał po chwili,
uśmiechając się głupawo. – A’la
Pipi?
Lara stanowczo
sobie przysięgła, że nigdy więcej nie pozwoli czesać się Cornelii. Dumnie
odrzuciła swój wzgardzony warkocz do tyłu, ale ponieważ zaczesany był on z
boku, natychmiast powrócił na miejsce. Znikąd pojawiły się dłonie Maykela,
które odciągnęły ją, oburzoną, wściekłą do tyłu.
- Opanuj się –
syknął chłodno Rouglas. – Teraz nie mamy z nim szans. Czego chcesz? – zwrócił
się do Cartera.
- Dowiedzieć
się, co wy za bluźnierstwa tutaj odprawiacie? – Machnął w kierunku grobu, a
potem spojrzał na dyszącą z wściekłości Larę. – Dlaczego obwiniasz mnie za
śmierć twojej matki? – zapytał wprost. Przez chwilę wydawał się być normalnym,
niesprawiedliwie o coś osądzonym mężczyzną. To niespodziewane pytanie jeszcze
bardziej wybiło Larę z rytmu.
- Bo wiem, że
została postrzelona… - Wycedziła, ledwo nad sobą panując.
- Czyżby? Czy miałem
powody by ją zabijać?
- Jesteś świrem,
a świrom niepotrzebne powody.
- Nie jestem
świrem – odparł Carter, a w jego oczach pojawiły się dziwne blaski. – Jestem
Bogiem! – To mówiąc pstryknął palcami i wszystko zrzuciło się na biedną Larę i
ekipę na raz: z auta najpierw wysiedli cali i zdrowi Marc z Claire, a za nimi…
nikt inny, tylko Amelia Croft.
To przebiło wszelkie bariery. Lara już nie udawała dzielnej i walecznej,
bo w jednej chwili opadła z sił. Z wielkimi, przerażonymi oczami patrzyła na
stojącą przed sobą żywą matkę, którą przed chwilą pochowała. Maykel,
śmiertelnie blady, usiadł na ławeczce obok.
- Szacun, stary
– odezwał do Cartera. – Naprawdę mnie zagiąłeś. Jesteś lepszy od Copperfielda.
- Jestem lepszy
od Boga! – poprawił po raz kolejny blondwłosy mężczyzna i razem z pozostałą
dwójką ze swojej ekipy, wybuchnęli radosnym, zwycięskim śmiechem.
Rouglas nie mógł oderwać oczu od Claire i Marca. Co tu się do jasnej
cholery działo? Marc Miller przecież został zabity i to dawno temu! A Claire?!
W jaki sposób stoi tu teraz jak zawsze szczupła z szopą poskręcanych,
kasztanowych włosów, z oczami w barwie soczystej zieleni, tak bardzo
przypominającymi oczy kota? Przecież on wraz z Larą byli naocznymi świadkami
jej śmierci! Dwa lata wstecz popełniła samobójstwo, wyskakując z okna szpitala
psychiatrycznego. A Lary matka? To dopiero parodia w biały dzień! Nikt już nie
rozumiał niczego, wszyscy mieli mętlik w głowie, więc milczeli.
Tylko Cornelia zdawała się być nieświadoma niczego. Ciągle wpatrzona w
Cartera, zastanawiała się, czy popatrzy w końcu na jej ładne nogi, opięte
obcisłą, krótką spódniczką, wystawiała więc przed siebie to jedną, to drugą
nóżkę.
- Tylko chciałem
wam pokazać na co mnie stać – poinformował w końcu Carter. Wypatrzył stojącą
pod drzewem Cornelię i jej demonstrację nóg, ale szybko przeniósł oczy na Larę. – Twoja matka żyje,
prawda? O, stoi tutaj! Chyba nie masz co do tego wątpliwości?
- Ale jak… -
Croft wyglądała żałośnie i zdawała sobie z tego sprawę. Miała być górą,
tymczasem znowu on wygrał starcie z nią. Zaskoczył ją po raz kolejny, bo
patrząc na swoją żyjącą mamę, nie była w stanie zrobić niczego.
- Żyje, ponieważ
ja tak chciałem – wyjaśnił mafiarz. - Oni też żyją, bo taka była moja wola. –
Wskazał na rodzeństwo. - Nie zamierzam ci babki jednak oddawać, sama
przyjdziesz do mnie i będziesz mnie na kolanach błagała, bym ci ją zwrócił.
Zabrać tę staruchę – rozkazał. Claire żwawo wbiła swoje szpony w szczupłe
ramiona Amelii i pchnęła ją do samochodu. – Mam nadzieję, że zobaczymy się
niedługo, Laro. Nie mogę o tobie zapomnieć, chociaż bardzo bym tego chciał…
- Jesteś
zboczonym psychopatą – parsknęła Croft, której na moment wrócił głos.
Carter zaśmiał
się lekko.
- Być może –
zgodził się. - Wsiadajcie do wozu – rzucił do siostry i brata. – Mam słówko do
Rouglasa.
Stanął na
uboczu, wołając do siebie Maykela. Mężczyzna zawahał się.
- Idź – syknęła
do niego Lara. – Może powie ci coś ważnego!
I Rouglas
podszedł niepewnie do swojego największego wroga.
- Chcę ci tylko
powiedzieć, że bardzo mi przykro i… skoro jesteś z Larą szczęśliwy, to sobie
bądź. Mnie już nic z nią nie łączy, naprawdę – powiedział Carter z radością
patrząc, jak w Maykela oczach urósł gniew.
- Że co proszę?
– wyjąkał, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszał. – O czym ty mówisz? Ty i
Lara…?
Carter westchnął
przeciągle, udając przygnębionego.
- Tak, tak,
trudne do uwierzenia, co? Ale kochała mnie, a ja ją… a później wszystko się
skończyło… Tak czy siak, chcę mieć przed tobą czyste sumienie, bo jesteś równy
gość. Dlatego mówię ci, że nic mnie już z nią nie łączy, a tutaj oddaję ci
płytę, aby niczego przed tobą nie ukrywać.
Maykel wyglądał, jakby zaraz miał dostać zawału. Najpierw cała historia z
ożywieniem matki, później mafii, a teraz nagle dowiaduje się, że jego Lara
najprawdopodobniej miała kiedyś romans z Carterem Millerem. Stanowczo za dużo
wrażeń jak na jeden dzień. Schował płytę za marynarkę i chwiejnie ruszył w
kierunku grobu, gdzie stali wszyscy, wyczekująco na niego patrząc.
- Aha, Rouglas!
– wrzasnął za nim Carter.
Mężczyzna
obejrzał się.
- Bardzo mi
przykro z powodu twojej małej córeczki! – powiedział, uśmiechając się
ironicznie. – Płakałem jak bóbr, kiedy przeczytałem w gazecie o jej śmierci… -
Teatralnym, prześmiewczym gestem przyłożył dłoń do oczu.
Maykelowi zakręciło się w głowie. Jak śmiał wspominać jego ukochane
dziecko ten drań, który wyrządził jej tyle krzywd?! Który od zawsze traktował
ją jak kartę przetargową?! Razem z bratem porywał, męczył i życzył jej śmierci
jak nikt inny?!
Nie zdążył nic powiedzieć, bo mafiarz wsiadł do auta, włączył donośną
muzykę i odjechał razem ze swoim rodzeństwem i matką Lary na pokładzie. Na
cmentarzu zaległa przerażająca cisza…
***
Łatwo sobie wyobrazić, co działo się w Croft Manor tego wieczoru. Wszyscy
przekrzykiwali siebie nawzajem, wymieniali się teoriami, spostrzeżeniami na
temat mafii CMC. Właśnie trwała w salonie debata na temat tego, czy Marc z
Claire po prostu przeżyli czy Carter ich ożywił? Winston latał z kuchni do
salonu, z salonu do kuchni, donosząc raz po raz gorącą kawę na stół.
Tylko Maykel nie brał udziału w ożywionej rozmowie. Łeb mu pękał, miał
dosyć wszystkiego. Siedział na uboczu w milczeniu. Do tego, gnębiły go myśli o
tym, co powiedział mu na boku Carter. I chociaż może były ważniejsze sprawy,
płyta w jego marynarce nie dawała mu spokoju.
- Ja myślę, że
jakimś cudem ten bydlak wskrzesił Claire z Marcem! – wołała Croft, z
błyszczącymi z wrażenia oczami. – Ciągle powtarzał, że jest Bogiem albo nawet
lepszy od niego! Po co by tak gadał? Gdyby Claire z Marcem po prostu żyli, to by
śmiał się z nas, że daliśmy się nabrać na to, że oni nie żyją! A on wyraźnie
puszył się ich obecnością, coś musi być na rzeczy! Nie mówiąc już o mojej
mamie…
- Stanowczo coś
zrobił, że oni wszyscy ożyli – poparł Sven, biorąc łyka kawy. – Przecież
widzieliśmy ciało twojej matki. A potem nagle stanęła przed nami całkowicie
żywa.
- Ja pierdolę,
ale jak to możliwe? – Will chwycił się za głowę. – Przecież gdyby Carter
rzeczywiście miał taką moc, to jesteśmy skończeni, wszyscy! Cholera wie, kogo
jeszcze przyjdzie mu do głowy wskrzesić!
- A to oznacza,
że nie mamy z nim szans – pisnęła Cornelia, zadowolona, bo ostatnią rzeczą
jakiej chciała to śmierci Cartera. – Zabijemy jego rodzeństwo, jego ludzi, to
on ich na nowo ożywi i tak w kółko Macieja będzie!
Lara przygryzła
wargi i pochyliła się do przodu.
- Dlatego trzeba
zgładzić tylko jego – oznajmiła poważnie. – Tylko jego. Wtedy nikogo więcej z
zaświatów nie sprowadzi.
Maykel prychnął
i wstał z fotela.
- Bardzo mądre –
odezwał się sarkastycznie, po raz pierwszy zbierając w tej debacie głos. – Skąd wiesz, że Carter
nie nauczył już swoich ludzi tej magicznej sztuczki? Miał na to mnóstwo czasu.
– I z tymi gniewnymi słowami, Maykel opuścił pomieszczenie, trzaskając
drzwiami.
- Nie pomagasz
mi! – krzyknęła do niego Lara, lekko z nerwami, a lekko z wyrzutem.
Potrzebowała jego pomocy, a to zachowanie tylko bardziej ją drażniło.
Ale Rouglas miał już co innego w głowie. Wyciągnął płytę od Cartera i
włożył ją do napędu w swoim laptopie, na górze w pokoju. Drżącymi rękami włączył film na niej zawarty.
To, co mu się
ukazało, przebiło wszystkie możliwe bariery. W jednej chwili ogarnęła go taka
wściekłość, jakiej dawno nie odczuwał. Na ekranie, jego Lara uprawiała seks z
Carterem!*** Mężczyzna szybko uporządkował w głowie fakty: przed laty, Croft
uciekła nic nikomu nie mówiąc, razem z innymi służbami specjalnymi, szukali jej
przez kilka miesięcy. Tłumaczyła się poszukiwaniem matki, a przecież wiadomo
było, że nikt inny tylko Carter ją przetrzymywał! A to oznaczało…, że przecież
byli już ze sobą od ładnych kilku lat, Maykel i Lara! I ona tak po prostu go
ignorując, zabawiała się z mafiarzem, podczas kiedy on ledwo żywy, wszędzie jej
szukał?!
Mężczyzna jak burza wparował do salonu, omal nie rozwalając drzwi.
Wszyscy poderwali się do góry w przerażeniu, bo w takim stanie dawno go nie
wiedzieli. Lara zamarła w pół słowa, bo właśnie coś mówiła.
- Wybaczyłbym ci
wszystko, każdego jednego!!! – wydarł się do niej Maykel na cały głos. Jego
oczy ciskały groźne błyski, trząsł się cały, ledwo nam sobą panował.
Przyskoczył do Lary, jakby z zamiarem jej uderzenia. – Każdego jednego bym ci
wybaczył, słyszysz?!! Svena, Willa czy o, Winstona! – Wskazał na drzwi, gdzie
ukazała się postać wchodzącego staruszka. – Ale nie wybaczę ci nigdy Cartera,
kogoś kto w połowie jest odpowiedzialny za śmierć mojej żony i mojej córki!!!
Nigdy ci tego nie wybaczę!!!
Lara zbladła na
twarzy i usiadła bez sił na kanapie.
- Idziemy! –
zawyrokował Will, popychając przed sobą ekipę FBI i kierując się ku drzwiom
wyjściowym. Kurtis, przesiadujący w rezydencji, usłyszał krzyki i wybiegł ze
swojego pokoju. Podniecona awanturą, wścibska Cornelia pędziła do kuchni po
szklankę, aż jej złote loki fruwały w powietrzu.
- Kłócą się,
kłócą! – poinformowała mężczyznę, zapominając, że nie odzywała się do niego.
Kurtis
uśmiechnął się od ucha do ucha i westchnął z ulgą:
- Nareszcie!
Blondynka z
prędkością światła przebiegła obok niego z powrotem i przyłożyła szklankę do
drzwi salonu, podsłuchując.
Kiedy ekipa wyszła,
Maykel wciąż mierzył kobietę zabójczym wzrokiem.
- Milczysz? –
roześmiał się sarkastycznie. – Nie próbujesz się usprawiedliwiać?
Croft uniosła na
niego ciężkie, zmęczone powieki.
- I tak byś mi
nie uwierzył – szepnęła.
- Rzeczywiście –
potwierdził bezlitośnie Rouglas i zamaszyście odwrócił się z zamiarem odejścia.
– Aha i to już jest prawdziwy koniec między nami – wyrzucił z siebie ostatnią
zatrutą strzałę i wyszedł z pomieszczenia, przy okazji uderzając ciekawską
Cornelię drzwiami w łeb.
- Klamka była
brudna – usprawiedliwiła swoje stanie za drzwiami i uniosła do góry ściereczkę
do kurzu.
Mężczyzna minął ją bez słowa i wyszedł na dwór. Skierował swoje kroki do
garażu po samochód. Nie wiedział dokąd ani po co, jedyną jego myślą w tym
momencie był to, by znaleźć się jak najdalej stąd. Niestety, jeśli ktoś
pomyślał, że to już koniec wrażeń jak na dzisiejszy dzień, to głęboko się
pomylił.
Przed rezydencję zajechały trzy policyjne samochody. Policjanci, którzy z
nich wysiedli, skierowali się do drzwi, a kiedy otworzył im Winston, zapytali o
Maykela Rouglasa.
- A był gdzieś
tutaj – wytłumaczył staruszek, spoglądając w stronę ogrodu.
Nie było sensu
się ukrywać, Rouglas wyszedł z garażu niechętnie i podszedł do grupki
policjantów.
- Czego? –
warknął, wkładając drżące ręce do kieszeni.
Policjanci
wyglądali na tak samo zdezorientowanych i zagubionych jak on.
- Panie Rouglas,
mamy dla pana… dobre wieści. – Jeden z nich przełknął ślinę i z przestrachem
spojrzał na swoich towarzyszy.
- No?
- Bo… - zawahał
się ten sam policjant. Wbił przerażone oczy w oczy agenta FBI. – Bo widzi pan…
właśnie odnaleźliśmy pańską córkę.
Zaległa martwa
cisza, słychać było tylko chlupanie wody w ogrodowej fontannie.
- Zły dzień
wybrali sobie panowie na żarty – odezwał się w końcu Maykel, siłą hamując się
od wybuchu furii. Zacisnął mocno ręce, jakby w przestrachu, że się nie opanuje
i pobije kilku facetów. – Moja córka nie żyje i proszę to łaskawie uszanować.
- Dajcie
dziewczynkę! – ryknął policjant w obawie, że Rouglas sobie pójdzie, bo w rzeczy
samej mężczyzna miał taki zamiar. Gliniarz mocno przytrzymał go za przegub
ręki, by został.
A potem, wszystko potoczyło się w mgnieniu oka. Na widok dziewczynki
wysiadającej z policyjnego auta, Maykel zatoczył się i bezsilnie upadł na
ziemię, najzwyczajniej na świecie tracąc przytomność.
CDN
* Zapraszam do zakładki
„Bohaterowie”.
** „Lawendowy Czar”
*** „Lawendowy
Czar”, rozdział 23 – „Wygrałyście, duchy dżungli!”
Pati skarbie.... Jesteś genialna!!! Brakowało mi już od bardzo dawna twojej twórczości ale to co teraz przeczytałam przebiło wszystkie moje oczekiwania!!!:) Dziewczyno, która urodziła się z wielkim talentem! Boże muszę ochłonąć bo zaraz z wrażenia padnę!
OdpowiedzUsuńTo, że przeżyją wszyscy to wiedziałam, ale sytuacje w których postawiłaś Larę i Maykela... To w jaki sposób zaprezentowałaś żyjących członków mafii Larze i to jak Maykel zobaczył żywą córkę..
Kłótnie, rozwścieczona Lara, domysły na temat CMC..
Pogrzeb Amelii Croft i ten wjazd na cmentarz (wszystko tak wyobrazić sobie i wychodzi zaje*isty film akcji)
I ta płyta z nagraniem.. Szkoda, że członkowie ekipy nie mięli broni.. toż to rach ciach i po tym dupku..
Oczywiście nie nazywałabym się Małgorzata K. gdybym automatycznie nie wyobraziła sobie sceny z płyty..
A wróciłam do tamtego momentu aż: "Teraz już nikt nie zaprzeczy, że cię zdobyłem, ten film będępokazywał wszystkim naokoło: twojej matce, moim najemnikom, sąsiadom,wszystkim! Nawet twojemu chłopaczkowi z FBI pokażę, niech sobie oglądnie i się pouczy, jak należy to robić!!!" - no i pokazał.. Ale, że Maykel nie zaczaił, że to wszysto było pod przymusem, z wielkim bólem i wściekłością...
Tak wiem, że nie po kolei ale co tam..:)
Trent i Rouglas w jednym pomieszczeniu i ich rozmowa.. Brak słów.. po prostu nawet w tak poważnym rozdziale potrafisz wprowadzić chociaż na chwilę trochę humoru:)
Jestem prze szczęśliwa, że mogłam przeczytać w końcu nowy rozdział:D Oczywiście skarbie nie pozostaje mi nic innego jak czekać na następny...:P A jeśli chociaż zdanie już w nowym napisałaś to wiedz że ja cię ścignę na gg i się dowiem co będzie dalej :***
Gomenne, że się tak wyrażę - a po polsku to racz wybaczyć czy też poprostu przepraszam. :D A za co? A za to, że dopiero teraz piszę komentarz. Nie będę się długo tłumaczyć, ale nie miałam wystarczająco czasu, aby przyjrzeć się tekstowi dokładniej niż za pierwszym razem... Biologia, dobra, do rzeczy. :)
OdpowiedzUsuńTreść: No to tutaj bardzo fajnie się rozkręca, akcja ani na moment nie stała, aż się płynęło do przodu, myśląc: I co?! I co teraz?! Wreszcie pojawiła się odpowiedź, że mafia żyje, ale i kolejne pytanie. Kurka wodna, ale ty nas tym gnębisz - śmieję się. :D Chodzi mi o Amelię Croft. Jakim, ja się pytam jakim cudem ona żyje?!
Bohaterowie: Znasz moje zdanie, że ja zawsze uważałam pannę Croft za tą wiecznie opanowaną, seksowną i bez kzty wątpliwości w duszy kobietę. A tutaj z moim jej poglądem gryzie się Twoja stylizacja owej pani. No ale to dobrze, bo nie jest sztuczna, ma uczucia. Tylko czasami mi się wydaje, że rzeczywiście za mocno wybucha, PRAWIE NIGDY nie jest przygaszona. No i te eakcje są też odrobinę przesadzone według mnie. No chodzi mi o to, że coś usłyszy i zaraz ma zamiar zrobić rozpierduchę. :D
Cornelia wyjątkowo... głupia to za mało. :D Boże, sikałam ze śmiechu, słysząc w głowie jej wypowiedzi i widząc tą minę... :O
Język: Cóż, cóż, zwolenniczką przekleńśtw nie jestem, nawet w tekstach, co pewnie już zuważyłaś. :D Ale tutaj trktowałam je jako część komediowo/parodiowego klimatu. Poza tym przecież piszesz poprawne zdania, nie mam się do cego przyczepić. Może zdarzyła się jakaś literówka, ale już nie pamiętam. :D No i wyrazy ciekawe, język bogaty i barwny, co więcej?
Chyba nic. A gdybym miała ocenić ten rozdział w skali do 10, to dostałabyś.. hmm... 8/10. Minus za przekleńśtwa, ale o tylko ode mnie ta uwaga, lecz jak wspomniałam, tym się nie przejmuj - tu się kłania trud mamy w moje wychowanie no i mój wiek. :P Drug minus za przesadzone reakcje i te drobne błędy typu literówki, przecinki...
Ale to i tak wysoko, myślę. :) Pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam.
PS. Wiesz, jak reagowałam, czytając, prawda? Niemalże tarzałam się ze śmiechu na podłodze.
PS2. Za błędy przepraszam, ta klawiatura... O_O
.... -.-
OdpowiedzUsuńZjadło mi cały komentarz, który napisałam. Więc wybacz, że ten będzie taki krótki, ale sama rozumiesz moją złość.
Po pierwsze przepraszam, że piszę tak późno. Byłam pewna, że z powodu nauki nie uda Ci się opublikować przed feriami zimowymi. Ale teraz nadrobiłam. Z bólem oczu, bo długie wgapianie się w małe białe literki mi nie służy. No cóż, taka forma pokuty za spóźnienie ;)
Po drugie rozdział genialny. Do końca byłam pewna, że nie wmieszasz w to wszystko Amelki, ale trudno. Dobrze chociaż, że będzie z ojcem. Maykel i Lara mają się zejść obowiązkowo, teraz albo pod koniec historii, ale mają do siebie wrócić! Amelia jakoś to wszystko przetrzyma, ale boję się, że Lara znowu wpakuje się w tarapaty próbując ją ratować.
Po trzecie Cornelia mnie strasznie wkurza. Ok, rozumiem że Carter jest przystojny, ale bez przesady! Ten człowiek chciał ją zabić! Przywróć jej rozum, Pati, bo ja zwyczajnie dostanę rozstroju nerwowego.
Po czwarte- zaraz odwiedzę zakładkę "bohaterzy". Jestem ciekawa, jak Marc i Cornelia wyglądają na "zdjęciach". Mam nadzieję, że jest tam Marc :)
I na koniec chciałam poprosić, żebyś określiła mniej więcej, kiedy mamy się spodziewać nowego rozdziału, żebym się znowu nie spóźniła. Pozdrawiam!
Uci
Dziękuję za komentarze. ;** Uci, ja ferii zimowych jako takich niestety nie mam, ale zapowiada mi się dłuższe wolne po niedzieli, więc nie obiecuję, ale na przyszły tydzień postaram się dodać nowy rozdział. O ile uda mi się go napisać, ale jestem dobrej myśli. Dzięki, że ciągle tu jesteście mimo przerw w publikacji! ;) Pozdrawiam serdecznie! ;)
OdpowiedzUsuńJejuuuuu , świetny rozdział , ciekawie się zapowiada , czekam na dziesiąty <3 / Ola :))
OdpowiedzUsuń