Parę informacji przed rozdziałem.
- Są nowe prace do obejrzenia w galerii!
- Pati, prowadząca do tej pory tylko bloga o tomb raider (tr-aod-return.blogspot.com) założyła niedawno nowego fate-in-veins.blogspot.com, na który wszystkich serdecznie zapraszam. Tematyka jest całkiem inna, jednak opowiadanie ma swój klimat i jest to na pewno coś nowego, więc myślę, że warto zajrzeć. Autorka dopiero rozwija tam skrzydła, tym bardziej zachęcam do odwiedzin.
- Mamy też nową koleżankę piszącą o tomb raider! Przedstawiam Kamę, dziewczynę chyba bardzo nieśmiałą i cichą, bo na jej blogu widnieje już na dzień dzisiejszy sześć rozdziałów, a ona nikogo o nich nie informuje! ;) Zbierzmy się naszą wspaniałą ekipą i zróbmy z tym co trzeba. ;) Zapraszam wszystkich na lara-i-kurtis-destiny-of-live.blogspot.com/
Rozdział 11 – „Nie jesteś gotowa by przyjąć do siebie prawdę”
Problemy zaczęły się już na samym początku. Oczywiście – z Maykelem.
- Amelka nigdzie z tobą nie pojedzie! – oznajmił jej stanowczo, stając w progu pokoju.
- Bo? – rzuciła kobieta zaczepnie, zerkając na niego przelotnie i nie przerywając pakowania dużej walizy. Była przygotowana na protesty ze strony Maykela, domyślała się, jak mężczyzna zareaguje na wieść o wyjeździe do Tajlandii. Sprawa matki, nieodparta chęć zabicia Cartera i obecne oziębłe stosunki z Maykelem ponownie wyzwoliły w Larze złość i frustrację. Była więc nabuzowana, podenerwowana i nie miała czasu na takie bzdurne przekomarzanie.
- Bo tak powiedziałem i już! – odparł Rouglas nie kryjąc rozdrażnienia. Widząc jednak, że pani archeolog nie zwróciła na niego najmniejszej uwagi, uzupełnił swoją wypowiedź: - A głównie dlatego nie chcę, by Amelka jechała z tobą, bo jesteś nieodpowiedzialna, już ci nie ufam i masz zerowe doświadczenie z dziećmi.
– Co ty powiesz? Serio? – droczyła się bezczelnie Croft, nerwowo wrzucając do walizy jakąś bluzkę. Ani razu nie uniosła na czarnowłosego agenta swoich oczu. - To zupełnie takie jak ty!
- Słucham? – Maykel nie zrozumiał.
I wtedy Lara zaprzestała pakowania. Stanęła naprzeciwko Rouglasa i energicznie odrzuciła brązową grzywkę do tyłu, bo wpadła jej do lewego oka.
- To co słyszałeś! – wyrzuciła z siebie ze złością. Jej oczy zalśniły gniewem, policzki nabrały krwistego koloru. – Jakie masz doświadczenia z dziećmi, co? Jesteś biologicznym ojcem Amelki, w porządku. Ale to nic nie znaczy. Kto zajmował się nią, gdy się urodziła i do pierwszego roku jej życia? Lilly! Myślałeś, że tego nie wiem?! Kto zajmował się nią, kiedy miała 2, później 3 lata? Też Lilly! Albo Cornelia! A pod koniec, kiedy kończyła 3 lata i kiedy już tu mieszkaliście? Winston albo Zip! I ty też masz zerowe doświadczenie z dziećmi, prawda? Nigdy z nią nie byłeś kiedy najbardziej tego potrzebowała, zawsze wyręczałeś się kimś! Może się mylę?
Nie myliła się. Ale w rzeczy samej Maykela zaskoczyła jej postawa i prawda wypowiedziana tak bezpośrednio. Nie spodziewał się ataku, dlatego milczał, zaskoczony. I niestety nie odnalazł słów na swoją obronę. A Lara kontynuowała:
- Powiem ci więcej! – oznajmiła, wciąż patrząc na niego ze złością. – Amelka nie jest już tym samym miłym, grzecznym i potulnym dzieckiem, jakim była mając 4 lata! Jak sam widzisz, jest starsza, ale nie tylko na ciele! Już teraz miewa niezłe humorki i strzela fochy, a uparta jest jak mało kto! Jeśli więc chcesz się ode mnie odizolować i wyprowadzić z nią na koniec świata, to bardzo proszę! Ale życzę ci powodzenia w wychowywaniu samemu dorastającej dziewczynki!
Przemowa zrobiła wrażenie, Maykel nie ukrywał już tego, jak bardzo słowa Lary na niego wpłynęły. Przez moment tylko na nią patrzył.
- Okey – przyznał cicho po chwili, wycofując się z pola bitwy. – Rób co chcesz.
Tym samym zezwolił na wyjazd córki z Larą. Ale mimo wygranej kłótni i postawieniu na swoim, Lara wciąż była rozdrażniona i nieobecna myślami. Podróż sama w sobie nie była zła, ale denerwowała ją obecność Amelki, chociaż ciężko było jej się do tego przyznać. Dziecko było wesołe, ciekawe wszystkiego i zadawało niezliczoną ilość pytań, na które niestety, ale nie miała głowy. Wciąż myślała teraz o Carterze, o Studniach Dusz, a głupie i według niej bezsensowne pytania dziecka wyprowadzały ją z równowagi. W końcu, dziewczynka usnęła w samolocie i to dało Larze czas dla swoich myśli.
Następnego dnia rano wylądowały w Tajlandii i kolejnym niemiłym wydarzeniem, była scena w restauracji. Lara postanowiła pójść z małą na śniadanie, nim zarezerwują hotel. Sama nie była aż tak głodna ani zmęczona, ale zakładała, że Amelka musiała być po długiej podróży. Niestety, dziewczynka odmówiła spożycia jakiejkolwiek potrawy.
- Ohyda – podsumowała postawione przed nią danie, wypluwając jedzenie z powrotem na talerz.
Lara poczuła nowy przypływ złości. Posiłek był zdrowy i pożywny, Amelka nie miała powodu do odmówienia jedzenia. Zwyczajnie chciała sobie powybrzydzać, a na to niestety nie miały czasu. Kobiecie pilno było do spotkania z Elandą.
- Zjesz to – odezwała się surowo do dziewczynki, patrząc na nią przeszywającym wzrokiem. – I nigdy więcej nie pluj do talerza.
Amelka spojrzała na nią lekko ze zdziwieniem, a lekko z przestrachem. Nie była przyzwyczajona do takiego traktowania. Mimo to, odsunęła się z krzesełkiem do tyłu i stanowczo skrzyżowała ramiona na piersiach.
- Nie zjem tego – powtórzyła z uporem, gniewnie marszcząc brwi.
- Dobrze. – Kobieta siliła się na spokój. Wzięła do ręki menu i rzuciła Amelce na stół. – Sama sobie w takim razie wybierz potrawę.
- Ciekawe, jak mam sobie ją wybrać? – Dziewczynka zaśmiała się szyderczo, odrzucając swoje czarne warkocze do tyłu. – Przecież nie znam tajlandzkiego! Ty mi wybierz! – I ku zgrozie Lary, Amelka odrzuciła jej menu w taki sam sposób. Tylko, użyła do tego znacznie więcej siły. Menu głośno trzasnęło o blat stołu tuż przy Lary talerzu, aż się ludzie obejrzeli.
To przepełniło czarę goryczy. Kobiety oczy aż pociemniały ze złości.
- Możesz mi wyjaśnić, co przed chwilą zrobiłaś, Amelio? – Zadała pytanie lodowatym tonem głosu.
Dziecko zdało sobie sprawę, że bynajmniej nic dobrego. Stropiła się i zmieszana wbiła wzrok w stolik.
- Podałam ci menu – odpowiedziała cicho.
- Podałaś? – powtórzyła Croft złowieszczo. – Nie, nie podałaś, tylko rzuciłaś! I oznajmiam ci tak jak tutaj siedzę, że w ten sposób mnie traktować nie będziesz, rozumiesz panienko? Jestem od ciebie starsza i cieszę się przywilejem bycia twojej opiekunki, dlatego ostatni raz tak się w stosunku do mnie zachowałaś. Rzuca się psu, jasne?
Amelka wyglądała jakby zaraz miała się rozpłakać. Poczerwieniała na twarzy i oczy zaszły jej łzami.
- Tak – wyszeptała.
- To nie wszystko. – Lara była nieugięta. Odchyliła się do tyłu i oparła plecami o tylną poręcz krzesła. – Masz mnie przeprosić – zażądała.
- Przepraszam – powiedziała bez wahania dziewczynka, przygryzając wargi i usiłując nie dopuścić, by łzy popłynęły jej po policzkach. – Przepraszam, więcej nie będę, obiecuję.
- Świetnie. – Kobieta wzięła menu drżącymi rękami i zamówiła jeszcze trzy różne potrawy. Teraz czarnowłosa zjadła bez protestów jedną z nich. Ale Lara i tym razem nie czuła się dobrze. Chociaż tego nie okazywała, świadomość, że wyżyła się na dziecku, nie dawała jej spokoju. I chociaż dziewczynka naprawdę zachowała się źle, wciąż była tylko mała i bezbronna, a ona, Lara, powinna inaczej załatwić sprawę z jedzeniem. Z miłej wycieczki, podróż do Tajlandii przemieniła się w udrękę zarówno dla niej jak i dla Amelki. A Lara czuła, że było to jej winą. Wspólną wycieczkę zaproponowała sama, ale jej rozdrażnienie, brak cierpliwości i – co sama przyznała z niechęcią – zerowe doświadczenie z dziećmi spowodowało taką, a nie inną sytuację.
W hotelu Amelka natychmiast poszła spać, co pozwoliło Larze pozbierać myśli. Najpierw zamierzała udać się do Elandy i opowiedzieć jej o Studniach Dusz. Elanda na pewno o nich słyszała, a może nawet coś wiedziała na ich temat i będzie w stanie naprowadzić ją na właściwą drogę. Rozmyślanie kobiety przerwał nagle dzwonek telefonu. Odłożyła filiżankę z kawą na stół i odebrała połączenie.
- Cześć – mówił Maykel. Lara wyczuła, że był o coś zły, ale ostatnio cały czas był taki w stosunku do niej, więc powinna się przyzwyczaić. – Wszystko u was w porządku?
- Tak – odezwała się obojętnie, nie przejawiając swoim tonem głosu żadnych uczuć, chociaż czuła się bardzo źle będąc w ten sposób traktowana przez Maykela, którego bądź co bądź ale kochała i potrzebowała. – Dlaczego pytasz?
Niecierpliwe westchnienie w słuchawce.
- Bo obiecałaś, że zadzwonisz jak tylko dolecicie na miejsce! – zarzucił jej. – No cholera jasna, trzy godziny czekam na telefon od ciebie i chyba bym się nie doczekał, co?! Czy ciebie o cokolwiek można w ogóle poprosić?!
Lara miała dosyć wszystkiego, powoli zaczęła przerastać ją sytuacja. Pierdolony Carter zniszczył jej dobre, dotychczasowe życie. Nie mogła znieść tych ciągłych pretensji Rouglasa do swojej osoby i bez nich była wystarczająco zmęczona.
- A dajcie wy mi wszyscy święty spokój! – wrzasnęła do słuchawki, rozłączyła się i wyłączyła telefon. Niech sobie teraz Maykel podzwoni do usranej wiosny. Aby jeszcze bardziej rozładować swoją złość, cisnęła komórką przez pokój, chcąc by trafiła z powrotem do torby . Jak się mogła tego spodziewać, sprzęt nie trafił we wskazane miejsce, za to uderzył sobą w ścianę, robiąc hałas i oczywiście natychmiast budząc dziecko.
- Co tak trzasnęło? – zapytała Amelka z wielkimi oczami, siadając na łóżku.
- Nic – warknęła kobieta, wychodząc z pokoju i trzaskając drzwiami. Usiadła w łazience na brzegu wanny, zakrywając rękami twarz. Kiedy to wszystko wreszcie się skończy? Gdyby chociaż wszyscy z ekipy byli przy niej, wspierali ją! Ostatnio wszystko szło nie tak, wszystko nagle było jej winą, wszystko robiła źle.
Z zamyślania wyrwała ją ciepła rączka spoczywająca na jej ramieniu.
- Hej, co się dzieje? – zapytała poważnie Amelka, siadając jej na kolana i mocno przytulając się do niej. – Czym się martwisz? Powiesz mi? To moja wina?
- Oczywiście, że nie… - Lara była wdzięczna dziewczynce za ten czuły gest. Przynajmniej ona jedna jej potrzebowała i nie ukrywała swoich uczuć. Pocałowała ją w główkę i odgarnęła krucze kosmyki z twarzy. – Wszystko będzie dobrze, jestem po prostu troszeczkę zmęczona.
- To może się prześpij? – zaproponowała troskliwie Amelka.
- Nie. – Kobieta uśmiechnęła się i wstała z wanny, zsuwając dziewczynkę ze swoich kolan. – Ale jeśli ty już odpoczęłaś, to musimy ruszać w drogę do pewnej pani. Bardzo mi na tym zależy. Chodź, ubierzemy się w coś innego.
Dla siebie ciemnozielone szorty, białą bluzkę na ramiączkach i lekkie sandałki, a dla Amelki Lara naszykowała przewiewną, białą sukienkę i wygodne baletki. Zaczesała swoje brązowe włosy wysoko na czubku głowy, a krucze warkocze dziewczynki upięła w koszyczek na karku, by nie grzały małą w plecy. Na koniec dokładnie posmarowała jasną skórę Amelki filtrem przeciwsłonecznym.
Dalsza część dnia była o wiele przyjemniejsza. Amelka odpoczęła i była znacznie mniej marudna, dobrze znosiła tropikalny klimat i nie zachowywała się już jak nadęta księżniczka, jak rano w restauracji. Lara też znacznie się uspokoiła, zapanowała nad emocjami i ze skupieniem starała się odnaleźć Elandę. Wiedziała, że będzie to trudne zadanie.
Najpierw, pojechały taksówką na bazar w Isaanie, gdzie Lara spotkała kobietę pierwszy raz. Miało to swoje dobre strony. Kolorowe suknie, ciekawe pamiątki i zabawki na ogromnych straganach od razu spodobały się dziewczynce. Chcąc mieć święty spokój, Croft naładowała małą torebeczkę Amelki pieniędzmi i wysłała ją na zakupy. Podczas kiedy ona spokojnie rozglądała się za Elandą, córka Maykela latała od straganu do straganu, kupując wszystko, na co tylko miała ochotę. Raj na ziemi. Patrząc na rozradowaną buzię dziecka, Lara pożałowała, że nie wszystkim maluchom jest tak dobrze na świecie.
Po prawie dwugodzinnym szukaniu, Lara była pewna, że Elandy na bazarze nie było, a to znacznie utrudniało sprawę. Jak przez mgłę pamiętała chatę kobiety. Musiała jednak się tam udać i zaufać swojej intuicji. Amelka była już zmęczona zakupami i męczącym upałem, więc z przyjemnością zasiadła z powrotem do taksówki. Lara usiadła z przodu, próbując podpowiadać drogę tajlandzkiemu kierowcy. Na szczęście znała płynnie ten język. Miała nadzieję, że pamięć jej nie zawodziła i trafią do domu Elandy.
Intuicja i pamięć działały znakomicie, co jeszcze bardziej polepszyło humor kobiecie. Po niedługim czasie znalazły się w miejscu, skąd Lara była już pewna, że zna drogę dojścia do Elandy. Wysiadły więc z taksówki i dalej podążyły pieszo, ponieważ drewniany dom czarnoskórej kobiety znajdował się daleko w lesie. Ku ogólnym zadowoleniu, wkrótce stanęły przed upragnionym miejscem. Lara natychmiast rozpoznała chatkę, w której była parokrotnie trzy lata temu, ale zauważyła, że trochę się zmieniło. I to na lepsze.
Niegdyś zagracone i zabałaganione miejsce, teraz było czyściutkie i schludne. Przed niewielkim domkiem rozsypany był piasek, a wokoło rozciągały się liczne rabaty z kolorowymi kwiatami i dziwnie przyciętymi drzewkami. Obok chaty przepływał także niewielki strumyczek, szumiąc wesoło. Pod drewnianymi ścianami porozstawiane były liczne, kolorowe miski z mlekiem, a ich właściciel, puszysty, pręgowany kocur siedział na ganku i mrużył do nich swoje wielkie, żółtawe oczy. Lara ostrożnie przeszła przez drewnianą bramkę z zapatrzoną w te cuda dziewczynką u boku.
Pochodziły przez chwilę po obejściu z przodu domu. Amelka biegała wśród kwiatów i usiłowała złapać jakiegoś motyla. Lara zadecydowała, że poszuka Elandy w środku chaty. Zostawiła dziewczynkę na zewnątrz, bo zajęła się siedzącym na ganku kotem, a kobieta znała jej słabość do zwierząt.
Pokoje były skromne, Elanda ubogo mieszkała jak większość mieszkańców Isaanu. Na ścianach widniały liczne amulety, dziwne obrazy i suszone rośliny, które wypełniały chatę niesamowitym, tajemniczym zapachem. Bez wątpienia mieszkała tu Elanda – osoba mająca kontakt ze zmarłymi.
- Halo! – wołała Lara, przechodząc przez skromne pokoje, oglądając obrazy i przy okazji obwąchując suszone kwiaty.– Halo! Elando! - Nikt jej nie odpowiadał, więc zrezygnowana wyszła z powrotem na zewnątrz.
- I co? – zagadnęła Amelka, trzymając wielkiego kocura na rękach.
- Nikogo nie ma w środku – odparła Lara, wycierając dłonią spocone czoło. Lekka, biała bluzka już przyklejała jej się do ciała, stanowczo przydałby się jakiś cień. Zauważyła, że Amelka też była cała spocona i zgrzana przez upał. Zdjęła nawet buciki i siedząc na ściętym pieńku, kiwała sobie dla ochłody bosymi nóżkami.
- Chodź, zobaczymy do ogrodu – powiedziała Croft, wyciągając do niej rękę. Nie uszły jednak za daleko, bo tuż za zakrętem chaty, wpadły na wysoką, czarnoskórą kobietę w wielkim, słomkowym kapeluszu na głowie. Pod wpływem zderzenia, kapelusz spadł na trawę, odsłaniając brązowe włosy właścicielki.
- Bardzo panią przepraszam – zaczęła Lara po angielsku, zapominając się. Przytrzymała za rękę kobietę, by ta złapała równowagę.
Usta czarnoskórej rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
- Ależ nic się nie stało! – zawołała radośnie w tym samym języku. Lara nie kryła zaskoczenia. Isaan był najbiedniejszym rejonem Tajlandii, nie spodziewała się, że ktokolwiek z tych stron będzie znał obcy język. Jak widać, niektórzy byli jednak wykształceni.
Amelka rzuciła się, by podnieść miłej pani kapelusz z trawnika.
- Proszę! – powiedziała grzecznie, podając słomkowy kapelusz właścicielce.
Ciemnoskóra głośno się roześmiała, bardzo zadowolona z nienagannych manier małej panienki.
- Dziękuję ci! – odpowiedziała, zakładając kapelusz na swoją brązową głowę. Następnie pochyliła się i serdecznie ucałowała dziewczynkę w oba policzki. – Witaj, Parvati!
- Nazywa się Amelia – sprostowała Croft, wyciągając swą jasną dłoń do czekoladowej ręki kobiety. – A ja jestem Lara i…- Nie dokończyła.
- Dzień dobry, Laro! – uścisnęła ją mocno tajlandzka kobieta, wciąż się śmiejąc.– Oj, przepraszam! – zawołała, gdy niechcąco zahaczyła ją swoim koszem pełnym rozmaitych kwiatów. - Nie pamiętam już kiedy ostatnim razem gościłam tu białoskórych gości! – wyznała.
- Widzi pani… – Przeszła do rzeczy Lara, uwalniając się z silnego uścisku i odrzucając grzywkę do tyłu. - Szukam kobiety, która kiedyś mieszkała w tym domu. – Wskazała na drewnianą chatkę obok nich. – Niestety wiem o niej niewiele. Wróżyła na bazarze i nazywała się Elanda… Czy nie wie pani, gdzie ją znajdę?
- Wiem! – odpowiedziała żywo kobieta. – Leży tutaj na pobliskim cmentarzu! – wyjaśniła wesoło, jakby przekazywała same radosne wieści. – Elanda nie żyje już od trzech lat, a ja jestem jej córką i nazywam się Moonlight!
Lara nie kryła rozczarowania. Pięknie! Śmierci Elandy nie brała pod uwagę. I pomyśleć, że tyle się tu tłukła jeszcze z małym dzieckiem, by wrócić z niczym. Czarnoskóra jednak inaczej zinterpretowała jej zmianę na twarzy.
- Tak, wiem, idiotyczne imię! – przyznała radośnie. Chyba nie było rzeczy, która by ją zasmucała. – Ale kiedy się rodziłam, to w tę noc bardzo jasno świecił księżyc i stąd taki pomysł na imię!
- Ja uważam, że jest bardzo ładne! – wtrąciła się Amelka, tuląc do siebie pręgowanego kocurka.
- Bardzo mi przykro w takim razie – odezwała się Lara z westchnieniem rozczarowania. – Skoro Elanda nie żyje, to nie mamy czego tu szukać. Pójdziemy już i nie będziemy pani więcej przeszkadzać w pracy – dodała, wskazując na sekator w jednej ręce ciemnoskórej i kosz ze ściętymi kwiatami w drugiej.
Moonlight w jednej chwili upuściła trzymane przedmioty i rzuciła się do przodu, chwytając Croft za rękę.
- Zostańcie! – zawołała gorączkowo. – Posiedzimy w altanie i napijemy się lemoniady! Tak dawno nikt mnie na tym pustkowiu nie odwiedzał…
Larze nagle zrobiło się żal ubogiej kobiety. W tym swoim skromnym, nieco dziurawym, słomianym kapeluszu, ze smutkiem na swojej pucołowatej twarzyczce, Moonlight wyglądała doprawdy żałośnie. Do tego bosa i w dziwnym ubraniu. Dopiero teraz Lara skupiła się na rażącej, jaskrawożółtej sukni sięgającej kostek kobiety. Suknia sama w sobie nie byłaby aż taka zła, ale ozdabiały ją główki wielkich, czerwonych kwiatów, poprzypinanych byle gdzie w materiał. Dwa czerwone kwiaty na obu ramionach, kolejny przy obfitym biuście, jeszcze jeden gdzieś na dole sukienki… Do tego mnóstwo kolczyków w uszach i bransoletek na ręku. Jednym słowem, bez gustu, bez smaku, byle wszystkiego dużo. Pod tym względem bardzo przypominała Elandę.
- Okey – zgodziła się Croft, podejmując nagłą decyzję. Objęła ramieniem dziewczynkę i przytuliła lekko do swojego boku. – Myślę, że obydwóm nam przyda się mały odpoczynek.
- A może nawet zdołam ci pomóc! – Moonlight tajemniczo mrugnęła do Croft swoim czarnym okiem.
Gospodyni zaprosiła gości do wielkiej, porośniętej bluszczem altany w centrum swojego ogrodu. Nieopodal w oczku wodnym przyjemnie szumiała woda, bo widziany wcześniej strumyczek obok chaty, wpływał prosto do zbiornika. Pomysłowo. Lara z westchnieniem ulgi oparła się o drewniany fotel, lekko przymykając powieki. Zacieniona altana i ogromny kubek zimnego napoju z limonek znacznie zregenerował jej siły. Amelka wypiła dwa kubki pysznej, zimnej lemoniady i udała się na zwiedzanie ogrodu łącznie ze swoim nowym przyjacielem – brązowym kocurkiem, który chodził za nią krok w krok.
Moonlight odczekała, aż Lara trochę odpocznie, nim zaczęła rozmowę.
- Jaki interes miałaś do mojej matki? – zapytała ciekawie. Zdjęła z głowy słomkowy kapelusz, przez co jej krótkie, kręcone włosy wyglądały, jakby strzelił w nie przed sekundką piorun.
Lara westchnęła ciężko i odwróciła wzrok.
- Elanda już raz mi kiedyś pomogła – wyjaśniła, wracając myślami do tamtej chwili. Wspomnienie o klątwie sztyletu Fay mimowolnie sprawiło, że dostała gęsiej skórki. – Chciałam, by zrobiła to i tym razem. Mam niemałe problemy i nie jestem pewna czy sama sobie z nimi poradzę. Jestem archeologiem, moją mocną stroną nie są zjawiska paranormalne…
- Aha – ożywiła się Moonlight i jej duże, czarne oczy rozbłysły zainteresowaniem. – Chodzi więc o duchy? – zapytała wprost.
- Chyba tak – odparła Lara bez przekonania. – Chociaż nie jestem pewna. To bardzo skomplikowana sprawa. Bez obrazy, ale twoja matka wiedziałaby co robić, nie wiem czy ty byłabyś w stanie zrozumieć.
Gospodyni machnęła ręką.
- O duchach to i ja sporo wiem! – wyznała, wzdychając ciężko. Wskazała palcem na swój ogród. – Wszędzie się pchają – wyjaśniła ze smutkiem. - Niszczą mi kwiaty, straszą kota, hałasują po nocy…
Lara gwałtownie pochyliła się do przodu.
- Chcesz powiedzieć – zaczęła z nadzieją. – Chcesz powiedzieć, że i ty widzisz dusze zmarłych, zupełnie jak twoja mama?
- Wolałabym, aby Elanda zabrała ze sobą do grobu te swoje zdolności – odparła gorzko Moonlight, marszcząc brwi. – Ale tak. Ona umiała rozmawiać ze zmarłymi i ja też potrafię. A nawet jeszcze lepiej. Matka musiała nawoływać duchy do siebie, tymczasem one… pierwsze przychodzą do mnie.
- W takim razie, mój przyjazd tutaj nie był na marne – powiedziała Lara na głos, a potem wygodnie usiadła po turecku w wielkim, wiklinowym fotelu. – Czy w związku z tym mogę zadać ci kilka pytań?
- Nie mam nic przeciwko – zgodziła się ciemnoskóra, jednak bez większego entuzjazmu. Podobnie jak kiedyś Elanda, najwyraźniej ona także nie lubiła rozpowiadać o swoich nadnaturalnych zdolnościach.
- Słyszałaś o Studniach Dusz? – Croft zadała więc pierwsze pytanie.
Moonlight uważnie zmierzyła ją wzrokiem, poważniejąc.
- Słyszałam – odpowiedziała ostrożnie po chwili.
- I uważasz, że są prawdziwe? – ciągnęła Lara.
- To zależy… - Moonlight nie spuszczała ze swojego gościa oczu. Wyglądała na nieco zaniepokojoną tematem rozmowy. – Wszystko zależy od tego, co kto rozumie pod pojęciem „Studnie Dusz” – wyjaśniła.
- To znaczy? – naciskała Croft.
- A co ty sądzisz? – odpowiedziała Moonlight pytaniem. - Czym są dla ciebie Studnie Dusz?
Lara zastanowiła się przez chwilę.
- Opieram się na tym, co słyszałam w dzieciństwie jeszcze od ojca i niedawno od znajomych – poinformowała, odrzucając brązową grzywkę z czoła. – Dlatego według mnie te Studnie są czymś na wzór drzwi, za którymi zamieszkują nasze dusze po śmierci. Każda dusza ma swoje drzwi. Kiedy otworzy się takie drzwi, dusza przedostaje się do świata żywych.
Moonlight długo milczała, patrząc gdzieś przed siebie.
- W takim razie, Studnie Dusz nie istnieją – podsumowała, przenosząc swój wzrok na Larę siedzącą naprzeciwko w fotelu. – Wszystko źle rozumujesz, wszystko jest nie tak – poinformowała. - Daj sobie lepiej z tym spokój.
- To powiedz mi jak mam to rozumieć i czym są Studnie Dusz?
– Lara nie zamierzała odpuścić. Przybrała stanowczy wyraz twarzy. – Odbyłam szmat drogi by spotkać się tutaj z Elandą i nie wyjadę stąd bez informacji. Więc proszę mi ich udzielić, dobrze zapłacę.
- Ej, ej, kochaniutka! – Moonlight uciszyła ją gestem ręki. – Nie zapędzaj się tak. Na takie informacje to trzeba być najpierw gotową psychicznie.
- Sugerujesz, że jestem nienormalna? – zapytała Lara groźnie. – Być może. Ale i tak muszę wiedzieć wszystko o tych przeklętych Studniach.
- Po co? – spytała Moonlight krótko, a celnie. – Przecież ciebie one zupełnie nie powinny obchodzić. Twoje problemy mają całkiem inne podłoże.
- Gówno wiesz o moich problemach – skwitowała Croft, co raz bardziej zniecierpliwiona i zła. Jakim prawem ta prosta kobieta przemawiała do niej w ten sposób?
- A wiem i zdziwiłabyś się jak dużo! – zaperzyła się Moonlight, spoglądając na bawiącą się w oddali Amelkę. – Twój największy problem dotyczy teraz Parvati! – wygłosiła wielką nowinę.
Lara omal nie wyszła z siebie.
- Ona nazywa się Amelia! – poprawiła kobietę po raz kolejny. Najwyraźniej córka Elandy miała poważne problemy z pamięcią. Croft chciała jeszcze coś dodać, ale czarnoskóra klasnęła w ręce, słysząc jej wypowiedź.
- Widzisz! – zakrzyknęła tryumfalnie, celując w nią palcem. – Nie dopuszczasz do siebie prawdy! Odsuwasz ją od siebie! W tej sytuacji nie mogę ci przecież pomóc! ,Jeszcze nie jesteś gotowa.
Pani archeolog oddychała gwałtownie, czując w sobie narastającą złość.
- Czyli nie powiesz mi niczego o Studniach Dusz? – upewniła się na ostatku, morderczo patrząc na okrągłą twarz Moonlight. Cała jej sympatia do tej kobiety w jednej sekundzie minęła.
- Nie – potwierdziła dobitnie zapytana.
Croft gwałtownie wstała z fotela i z trzaskiem odłożyła kubek na drewniany stolik.
- Dziękuję za gościnę – syknęła. – Żegnam panią.
- Wróć, kiedy będziesz gotowa przyjąć do siebie prawdę! – krzyknęła za nią Moonlight.
Lara jednak nawet się nie obejrzała. Dumnie wyszła z altanki i przywołała Amelkę do siebie.
- Miła ta pani, co nie? – zapytała czarnowłosa, biorąc Larę za rękę i podskakując wesoło. – Ładnego ma kota. Lubię koty. Kupisz mi jednego?
- Mhm – mruknęła Lara automatycznie, błądząc myślami zupełnie gdzie indziej. Dopiero po chwili dotarły do niej słowa dziecka. – Kota? – zaskoczyła się, kierując kroki w stronę czekającej na nie taksówki. – Przecież masz już psa.
- Pies to nie kot – perswadowała dziewczynka, siadając do samochodu.
- Zastanowimy się z tatą – powiedziała Lara dla zbycia Amelki, ale małej to wystarczyło. Z uśmiechem zaczęła podziwiać widoki zza szyby.
Zgodnie z obietnicą daną przed wyjazdem, Lara spędziła z dzieckiem resztę dni na plaży. Obydwie pływały i smażyły się na słoneczku, dlatego do Croft Manor powróciły nieco zmienione.
- Jakie wy opalone! – Maykel chwycił w objęcia swoją czarnowłosą księżniczkę. Lara nie spodziewała się takiego samego powitania, dlatego stanęła obok, uśmiechając się lekko. Ale Maykel i ją przyciągnął do siebie. – Dobrze was widzieć – szepnął jej na ucho, mocno przytulając do siebie. – Dowiedziałaś się czegoś ważnego? – zagadnął, gdy rozanielona dziewczynka pobiegła do swojego pokoju.
- Nie – odpowiedziała Lara zgodnie z prawdą. – Elanda nie żyje. Gadałam z jej córką. Głupia baba, wiedziała wszystko o Studniach Dusz, ale nie chciała się podzielić info… - Croft zdała sobie sprawę, że powiedziała za wiele. Obiecała Robowi i Willowi, że nie wygada Maykelowi o Studniach Dusz. Ale… w ostateczności, Rob zakazał mówić jej tylko o tym, że chce ożywić Lilly. Więc mogła trochę mężczyźnie powiedzieć. – Informacjami – dokończyła wypowiedź.
- Studnie Dusz? – Rouglas od razu podjął temat. – Co to takiego?
- Dowiesz się w swoim czasie – odparowała kobieta. – Jak widzisz, sama nie wiem za wiele.
A potem nadszedł ranek i moment wyjazdu całej ekipy i Amelki do Santa Fe. Maykel uwinął się z przetransportowaniem większości ich rzeczy w przeciągu tygodnia, podczas nieobecności Croft i dziecka. Dlatego Amelkę ominął hałas i zamieszanie związane z przeprowadzką. Ku ogólnym smutku Lary, dziewczynka radośnie przyjęła wiadomość o wyjeździe. Być może była zbyt mała, by zrozumieć, co to tak naprawdę znaczyło. Tak czy siak, radośnie zbiegła po schodach, krzyknęła do archeolożki: „To nara!” i już jej nie było.
- A buzi mi nie dasz? – zawołała za nią Lara, ale czarnowłosa zdążyła już wybiec z rezydencji.
Maykel zszedł zaraz po niej i stanął naprzeciwko kobiety.
- Nie żegnajmy się – zaproponował, patrząc w jej poważną twarz. Podszedł bliżej i delikatnie ujął w swoje ręce jej chłodne dłonie. – Przecież będziemy się widywać… Nie wyjeżdżamy na zawsze.
Lara nie zdobyła się na żadną odpowiedź. Doskonale wiedziała, że wszystko się teraz zmieni i było jej z tego powodu wystarczająco źle.
- Spójrz na mnie – poprosił Maykel, unosząc jej podbródek do góry, by móc patrzeć w jej brązowe oczy. – Wyjeżdżam głównie z powodu Amelki, wiesz? Gdyby nie ona, na pewno bym się dobrze nad tym zastanowił. Ale nie mam wyboru. Mam nadzieję, że to rozumiesz.
Kobieta rozumiała. Wiedziała, że pozostawienie tutaj dziewczynki było bardzo ryzykowne. Słowa Rouglasa podniosły ją na duchu i dały nadzieję na to, że jeszcze nie wszystko skończone. Skoro opuszczał ten dom tylko ze względu na dobro dziecka, to najwyraźniej wybaczył jej zajście z Carterem. Uśmiechnęła się do niego i spojrzała w jego błękitne oczy.,
- To idź już – powiedziała, przelotnie całując go w policzek. – Bo przecież się nie żegnamy.
I mężczyzna wyszedł bez słowa, tak jakby zwyczajnie wychodził do pracy bądź do ogrodu. Kiedy zamknęły się za nim drzwi, Lara pozostała sama w cichym, opustoszałym korytarzu. Z bólem uświadomiła sobie, że tak już teraz będzie. Croft Manor ponownie stanie się przerażająco ciche i nieprzyjazne, jak kiedyś, gdy mieszkała w nim sama. Udała się do swojego pokoju, chcąc odpocząć i pozbierać myśli. Wyszła na osłoneczniony balkon, gdzie usiadła na leżaku. Oczy mimowolnie jej się zamknęły…
Obudził ją zaalarmowany głos Winstona, który w rzeczy samej szarpał ją za rękaw.
- Co się stało?! – wrzasnęła kobieta, zrywając się przerażona. Mimowolnie przypomniała jej się ta chwila przed laty, kiedy umarła Lilly. W podobny sposób jak teraz Winston zachowywał się wtedy Zip, gdy informował ją o śmierci kobiety. Przeczucie miała jak zawsze cholernie trafne.
- Laro, Laro! – wołał nieprzytomnie Winston. Jego oczy były pełne łez, ręce mocno się trzęsły. – Laro, tragedia, tragedia! Samolot… samolot!
Kobieta zdała sobie sprawę z tego, że na dworze panował już mrok. Jak długo więc musiała spać!
- Co samolot?! – krzyknęła, blednąc na twarzy. Poczuła jak opuściły ją nagle wszystkie siły. W panice przytrzymała Winstona za ramiona i zatrzęsła nim silnie. – Jaka tragedia, jaki samolot?!!
- Maykel… Amelka… Will… Rob… Sven… - wyliczał staruszek, a łzy płynęły mu po policzkach. – Wszyscy, Laro! Wszyscy! Samolot się rozbił i wszyscy nie żyją!!! Boże, Boże!!!
Brunetka długo stała oniemiała, z wielkimi, przerażonymi oczami wpatrując się w szlochającego staruszka. Potem bezsilnie opadła na leżak. Ze zdumieniem zdała sobie sprawę, że jeszcze nie czuła bólu. Czuła tylko pustkę, wszechogarniającą pustkę i ciszę. Rozumiała, że teraz będzie już tak od zawsze. Ból odczuła dopiero po godzinie siedzenia i bezmyślnego wpatrywania się w swoje kolana. Pierwszą salwę płaczu, jakim się zaniosła, spowodował fakt, że nawet nie pożegnała się z Maykelem. Miał przecież do niej wrócić. A okazało się, że nigdy już tego nie zrobi. Dlaczego nie mogli się przynajmniej pożegnać ze sobą? Może jego odejście nie bolałoby wtedy aż tak bardzo.
CDN
No kurna no siedzę i ryczę! Jak to mogło się stać, no... tyle ludzi umarło w jednym rozdziale?!
OdpowiedzUsuńJuż na poczatku przeczuwałam, że coś będzie nie tak... i że pewnie Elandzie się coś stało. Ale potem jest jeszcze gorzej Patiii dlaczego?! Jak teraz Lara kipnie to ja się zabiję... Ona teraz powinna być silna, żeby rozwiązać zagadkę Studni Dusz, ale teraz, kiedy wszyscy których kochała zginęli no to ja nie wiem jak ona teraz to zrobi. Cholera jasna wszystko się musi psuć! Jestem wściekła na Maykela, to wszystko jego wina, bo sobie musiał odlecieć z Amelką. Teraz to będę siedziała jak na szpilkach czekając na następny rozdział... Lara, trzymaj się!
Ja już po tytule czułam, że coś się niedobrego stanie.. Teraz jeszcze brakuje, żeby okazało się, że to Carter wszystko tak zaplanował... ;/
OdpowiedzUsuńNie dość że płaczka to jeszcze gnom, zaspamowałam ci bloga płaczem a za reklamowanie mnie nie podziękowałam! :* Już ci pisałam na gg jak bardzo wspaniała kochana cudowna jesteś, więc już nie będę tutaj, ale wiesz jak bardzo jestem ci wdzięczna i ... :*.
OdpowiedzUsuńNo i jeszcze dziękuję za wklejenie info o nowym blogu o Kurt... ehm AoD, lecę czytać :*!
Heh dzięki za tą informację o moim blogu ;) A z tym , że jestem cicha to zgadłaś. XD Przeważnie jestem bardzo cicha , ale tylko w szkole , poza nią jestem normalna. Nie wiem czym to spowodowane :/ może tymi wrednymi ludźmi z mojej klasy? Ale co ja tutaj będę o sobie gadać i o tych .... dobra czas przejść do rozdziału.
OdpowiedzUsuńKiedy przezcytałam " - Laro ,tragedia , tragedia! Samolot... samolot!" przeraziłam się i jednocześnie zastanwiam się czy Lara zwiąże się z innym mężczyzną. ( jak Kurtis się dowie , że Lara jest sama to pewnie będzie do niej startował , albo i nie XD) A tak w ogóle to super rozdział.
Pozdrawiam Kama2050croft ;)
Dziękuję, że się odezwałaś, to dla mnie bardzo dużo znaczy. ;)
UsuńA jeśli chcesz pogadać o szkole albo o czym kolwiek innym to wbijaj na gg. ;)
Szok!! Jakim prawem oni zginęli?!:(( Mam ci się rozbeczeć? Ale wracając do początku.. Lara dobrze pocisnęła Maykelowi z tym, że nie było go przy Amelce. Co on sobie myślał? Później to zachowanie Amelki w Tajlandii.. poniekąd zabawne ale wiem, że sama bym nie wytrzymała z rozwydrzonym bachorkiem. Rozdział ogólnie nafaszerowany śmiercią.. znowu przybijający ale nikt nie mówił, że zawsze musi być dobrze..Szkoda mi Elandy a ta Moonlight mnie troszeczkę wkurza. Jeden taki moment przy którym byłam zadowolona.. dobra. a nawet szczęśliwa to był moment kiedy Lara i Amelia wróciły do domu.. Maykel złagodniał. Miałam już nadzieję... A tu taka niemiła niespodzianka.. Będę płakać:( Ogólnie rozdział świetny i oczywiście nie ma innej możliwości - czekam na następny:))))
OdpowiedzUsuńCholera, a ten rozdział miał być ogólnie wesoły, Gośka! ;) Nie licząc zakończenia, ale nie wczuwajcie się aż tak w tę koncówkę, dobrze wam radzę hehe ;)I co żescie się tak wszyscy przejęli tą Elandą, przecież to wredne było i pyskate! xD
UsuńWłaśnie dlatego Elanda była taka o:) może jej kiedyś nietrawiłam (nie pamiętam) ale w sumie tak z biegiem czasu to chamskość jest czasami śmieszna:) Oj może i byłoby wesoło ale ta końcówka..:P
OdpowiedzUsuńOsz kurczę pieczone! "O jezu" - to słowa, które mi się wyślizgnęły na koniec rozdziału. :D Ale... Studnie dusz, studnie dusz, studnie dusz! Laro, na co czekasz! Szukaj ich, wszystkich wskrzesz i... tak dalej. Zaskoczyłaś mnie, że Elanda nie żyje. Szkoda, bo ją lubiłam. Ale Moonlight, jej imię jest przepiękne - sorka, że takie pytanie, lecz czy zgodziłabyś się, abym je użyła? Właśnie czegoś takiego szukam... No chyba że masz inne w zanadrzu. :D Maykel, on też mnie zaskoczył, że Larze wybaczył. Lecz dlaczego ona mu tego nie wyjaśniła na spokojnie? Uuuuu, no kurczę, jestem teraz nabuzowana emocjami i nie potrafię nic sensownie napisać. No a widzisz, wróciły mi chęci do czytania! Teraz czas coś popisać... ;) Pozdrawiam i do porozmawiania. ;P
OdpowiedzUsuńCieszę się, że imię się komuś spodobało, bo i mi ono się ładne wydaje. ;) I oczywiście, że możesz je użyć Malinko, gdzie chcesz i dla kogo chcesz.;) A w zanadrzu miałam jeszcze Midnight - północ, ale ostatecznie z tych dwóch wybrałam Moonlight.;)
OdpowiedzUsuńNo, żesz, wycięło mi komentarz! :(
OdpowiedzUsuńJak wiesz, wydrukowałam to opowiadanie i umilało mi podróż z i na uczelnię (a czasem i na nudnych zajęciach). Przekładałam kartki, zaglądałam z trwogą, że zaraz koniec, unikałam przeczytania - bo szkoda mi było, aby się to skończyło! No i oczywiście skończyło się za szybko!
Twoja historia oddziałała na mnie tak mocno, że dziś, gdy już przeczytałam zaległe rozdziały, tak o nich rozmyślałam, że pojechałam przystanek za daleko :)
A do rzeczy: świetny pomysł z tymi Studniami i w ogóle jak to się wszystko łączy. Z opisów widać, że kochasz zwierzaki i dzieciaki (Amelka), i niektóre postacie bardziej niż inne ;). Największe emocje wzbudza we mnie Amelka. Jest taka słodziutka, malutka i naturalna! Lara mnie wkurza - humorkami przebija chyba nawet Cornelię. Ciekawa jestem bardzo, cóż to za tajemnica, na którą nie jest ona gotowa. Jest to bardzo niepokojące, z drugiej strony ich istnienie bardzo mnie uspokaja - zwłaszcza w zwiazku z katastrofą samolotu.
Masz lekki język, i co mi się najbardziej tu podoba - proporcje! Dialogi i opisy są w idealnych ilościach - kiedy zaczyna nudzić mnie rozmowa, przechodzisz do opisu, kiedy opis nieco mi brzydnie, pojawia się dialog.
Ale żeby nie było, ze słodzę za bardzo (niebezpiecznie możesz mnie przyrównać do pewnej osoby, która tez tak robi :>) to powiem coś, co chyba już kiedyś mówiłam: drobne przejęzyczenia. Jak chcesz konkretne przykłady, to odezwij się na gg, bo nie mam ochoty ich tu wymieniać ani Ci ich wytykać, jeśli nie masz ochoty tego słuchać :) (wiem, ze i tak wyjdę na zrzędę :D)
I proszę więcej nie narzekać na to, ze rozdział nudny. To nieprawda! Do jakichś takich "informacyjnych" rozdziałów bez specjalnych akcji wrzucasz drobne wydarzenia, które czynią je naprawdę interesującymi! Poza tym są one potrzebne, a jak styl i pomysł dobry, to zawsze się wybroni :)
A teraz czuję się źle, bo byłam w tej uprzywilejowanej sytuacji, że nie byłam na bieżąco i zawsze mogłam sobie poczytać... a teraz? :( Muszę czekać jak inni, więc s z y b k o kolejny rozdział proszę!! :)